sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 27


    Stałam na jakimś tarasie widokowym. Była noc albo wieczór, gdyż na dworze było ciemno. Przed moimi oczami widniała piękna panorama miasta. Jakie ono jest ładne o tej porze. Tysiące świateł, które wyglądają jak takie iskierki. Oparłam swoje dłonie o barierkę. Poczułam czyjś dotyk w okolicy moich bioder. Momentalnie przeszedł mi delikatny dreszczyk. Ten ktoś stał za mną i opierał głowę o moje ramię. W jego uścisku czułam się tak dobrze. Do moich nozdrzy dostał się przyjemny zapach męskich perfum. Napajałam się ich wonią. Był to zdecydowanie chłopak. Szeptał mi do ucha słodkie słówka, niejednokrotnie muskając swoimi ustami płatek mojego ucha, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Było mi tak dobrze. Obróciłam się w jego stronę, a on to wykorzystał i wpił się w moje wargi. Przymknęłam oczy i całkowicie oddałam się chwili. Jego usta miały taki słodki smak i były miękkie jak aksamit. Otworzyłam moje patrzałki i…
    I wybudziłam się z tak pięknego snu. A był bardzo realistyczny. Przez chwilę wierzyłam, że dzieje się naprawdę. Tylko nie widziałam twarzy owego chłopaka. Wydaje mi się, że to ten sam, co w ostatnim śnie, ale mogło mi się tylko wydawać. Mimo zmiany strefy czasowej, spało mi się wyjątkowo dobrze. Można powiedzieć, że się wyspałam. Byłam wystarczająco zmęczona lotem, co pozwoliło mi na szybkie zaśnięcie. Spojrzałam na drugą połówkę łóżka. Ku mojemu zdziwieniu była pusta. Myślałam, że Emma będzie jeszcze spać, a tu jednak nie. Postanowiłam wreszcie wygramolić się z łóżka i sprawdzić co robi moja przyjaciółka. Coś mi podpowiadało, żeby udać się w kierunku kuchni. Tak też zrobiłam. I jednak moja intuicja czasem mnie nie zawodzi. Zastałam tam moją towarzyszkę, która smażyła prawdopodobnie naleśniki.
    - Hej – powiedziałam.
    - O, hej śpiochu. – Uśmiechnęła się do mnie, jak zwykle promiennie. Podziwiam ją za to. – Jak się spało? – spytała.
    - A wyjątkowo dobrze. A tobie?
    - Tak samo. Siadaj, śniadanie. – Jak powiedziała, tak zrobiłam. Postawiła przede mną talerz z gotowymi naleśnikami i miód, z którym uwielbiałam je jeść.
    - Kiedy zdążyłaś zrobić zakupy? – zapytałam.
    - Kiedy ty słodko spałaś. Jedz, bo wystygnie. A śniło ci się coś?
    - A nawet tak. A tobie?
    - Mi nie. A co ci się śniło? – Kolejne pytanie padło z jej ust. Opowiedziałam jej cały sen. Na samą myśl o nim, zrobiło mi się jakoś tak ciepło na sercu.
    - A wiesz, że pierwszy sen w nowym miejscu jest proroczy? – powiedziała.
    - E tam. Ja nie wierzę w takie rzeczy – odparłam, lecz w głębi duszy chciałam, żeby to była prawda. Ostatnio jakoś brak drugiej połówki bardziej daje mi się we znaki. Moje serduszko sygnalizuje mi, że chciałoby kogoś pokochać. I nie oszukam go, że tego nie pragnę.
    - No zobaczymy. – Mówiąc to, wystawiła mi koniuszek języka. Ja tylko pokręciłam głową i wzięłam się za konsumowanie śniadania.
    Po zjedzeniu posiłku zdałam sobie sprawę, że cały czas jestem w piżamie. Poszłam więc do sypialni, gdzie stała moja torba, by wybrać jakiś strój na dziś. W końcu czeka mnie ciężki dzień -  poszukiwania ojca, runda pierwsza. Na samą myśl o spotkaniu z nim, moje ciało obleciał strach. Weź się w garść Carly, dasz radę – powtarzałam sobie w głowie. Wzięłam kilka, głębokich wdechów i kontynuowałam szukanie ubrań.
    Ponieważ w Nowym Jorku było ciepło, a za oknem świeciło słońce, mogłam pozwolić sobie na włożenie czarnych, jeansowych szortów, białej bokserki i czerwonej koszuli w czarną kratę. Po umyciu się, ogólnym ogarnięciu i włożeniu przygotowanego zestawu, byłam gotowa do rozpoczęcia poszukiwań. Udałam się do saloniku, w którym siedziała Emma, oglądająca telewizję. 
    - I co zamierzasz dzisiaj robić? – spytałam, jednocześnie dosiadając się do niej.
    - Wybiorę się na małą wycieczkę krajoznawczą – odpowiedziała.
    - Nie gniewasz się na to, że pójdę sama na te poszukiwania?
    - Nie, no co ty. O co miałabym się gniewać. Ja cię bardzo dobrze rozumiem. – Jak zawsze obdarzyła mnie swoim uśmiechem. Zawsze poprawia mi on humor.
    - No to się cieszę. – Przytuliłam ją. Spojrzałam na zegarek, nawet nie wiem kiedy zrobiła się godzina dwunasta. – Dobra, to na mnie już czas, bo już południe – powiedziałam.
    - Ok, to powodzenia
    - Nie dziękuję – odparłam. Poszłam jeszcze do sypialni po torebkę. Chwyciłam karteczkę z adresem prawdopodobnego miejsca zamieszkania mojego biologicznego ojca. Schowałam ją do portfela i skierowałam się do wyjścia.
    - To ja lecę. Trzymaj kciuki. – Zwróciłam się do przyjaciółki.
    - Będę trzymać. Powodzenia. Pa pa – odpowiedziała. Dała mi jeszcze buziaka w policzek i zamknęła za mną drzwi. Powoli zeszłam na dół bloku. O taksówkę nie musiałam się martwić, gdyż tutaj ich jeździ bardzo dużo. Widziałam nadjeżdżającą, więc pomachałam ręką, żeby się zatrzymała. Tak też zrobiła. Od razu do niej wsiadłam. Podałam kierowcy adres, pod który ma się udać i ruszyliśmy.
    Podczas jazdy miałam okazję trochę pooglądać miasta. To niesamowite, jak ono jest barwne. Łączy w sobie tyle styli, myślę, że każdy znalazłby tutaj coś dla siebie. Aż bije od niego taka pozytywna energia. Cały czas nie wierzę, że tutaj jestem. Ale jednak to prawda, jedno z moich pragnień się spełniło. Od tej pory wierzę w marzenia, bo warto. Bez nich życie byłoby nudne i takie nijakie. Żylibyśmy jedynie rzeczywistością, która w wielu przypadkach jest zupełnie szara i nieprzyjemna. Czasem fajnie jest przenieść się do innego świata, do swojego. W którym my jesteśmy władcami i to my decydujemy jaki on będzie i jak będzie wyglądał nasz żywot w nim. To jest niesamowite. Taka własna bajka, gdzie my jesteśmy jej autorami i możemy zrobić w niej wszystko.
    - Jesteśmy  – oznajmił kierowca. Dałam mu należytą kwotę i wysiadłam z auta. Dopiero teraz zauważyłam gdzie się znajduję. Rozejrzałam się po okolicy. Było to osiedle jednorodzinnych domków, które były dość nowoczesne. Spojrzałam na kartkę, by upewnić się czy znajduję się pod właściwym adresem. Zgadzał się, byłam w odpowiednim miejscu. Swój wzrok zwróciłam na numerek widniejący na domu, lecz on również był prawidłowy. Nie byłam w stanie zrobić żadnego kroku. Strach mnie kompletnie sparaliżował. Moje nogi jakby ktoś przykleił do podłoża, zupełnie odmawiały mi posłuszeństwa. Przełknęłam głośno ślinę i powolnym krokiem udałam się w stronę drzwi wejściowych. Po dłuższej chwili znalazłam się przy nich. Stanęłam i wpatrywałam się w nie. W myślach pojawiły się pytania – Zadzwonić czy nie? Zauważyłam dzwonek obok i delikatnie wykonałam ruch ręką w jego stronę. Nawet nie wiem kiedy moje palce styknęły się z włącznikiem i rozległ się dźwięk dzwonka. Byłam bardzo spięta, a w gardle jakby powstała gula. Nagle drzwi otworzyły się, a w nich stanęła młoda kobieta. Może jego narzeczona.
    - Słucham? – odezwała się.
    - Jaaa… Cz…Czy tu mieszka pan Robert… Milak? -  Ledwo wydukałam. Kilkakrotnie się jąkałam i zatrzymywałam. Niepewnie zwróciłam wzrok na kobietę.
    - Nie, pan Robert nie mieszka tu od jakiegoś czasu. Sprzedał nam dom – odpowiedziała. Sprzedał? Ale czemu? I co ja teraz zrobię, jak ja go znajdę? Czemu ja zawsze muszę mieć pod górkę?
    - Aha. A nie wie pani, gdzie mogłabym go znaleźć?
    - Nie, przykro mi.
    - Dobrze. Dziękuję. Do widzenia – powiedziałam i odeszłam. A myślałam, że to będzie takie łatwe. Jaka ja byłam naiwna. Łatwe? Przecież w moim życiu nic takie nie jest. Zawsze musi pójść coś nie tak lub powstać jakaś przeszkoda, która uniemożliwia mi normalne pójście przez życie. Szłam zamyślona, gdy nagle usłyszałam czyjeś wołanie. Nie wiedziałam do kogo było skierowane, więc odwróciłam się w stronę dochodzącego głosu.
    - Przepraszam! – krzyczała jakaś starsza pani.
    - Mówi pani do mnie? – spytałam.
    - Tak, do panienki – odpowiedziała. – Może pani tu podejść? – zadała pytanie. Pokiwałam głowę i poszłam w jej kierunku.
    - Widziałam, jak dzwoniła panienka do domu naprzeciwko. Coś się stało? Może mogłabym jakoś pomóc?
    - Po prostu kogoś szukam. Mieszkał kiedyś pod tamtym adresem. Ale to nieważne.
    - Chodzi o pana Roberta?
    - Tak. Zna go pani? – spytałam z zaciekawieniem.
    - No pewnie, nieraz rozmawialiśmy. Traktowałam go jak własnego syna. Często do mnie przychodził. A ty kim jesteś?
    - Carly Winter
    - Oh, to ty jesteś jego córką. Chodź do środka, nie będziemy tu tak stać. – Położyła mi rękę na ramieniu i weszłyśmy do środka domu. Coś tak czułam, że od niej mogłam się sporo dowiedzieć. W środku mieszkania było bardzo przytulnie. Było w nim dużo drewna, co dodawało ciepła. Zaprosiła mnie do salonu, usiadłam na jednym z dwóch foteli.
    - Zrobię herbaty – powiedziała.
    - Nie dziękuję, naprawdę nie trzeba.
    - Ale jak to tak. Trzeba się czegoś napić.
    - Nie, niech pani nie robi sobie kłopotu. Mi się nie chce pić. Naprawdę. – Próbowałam ją przekonać.
    - No dobrze, niech ci będzie. – Udało się. Usiadła na fotelu obok.
    -  Skąd pani o mnie wie? – zapytałam.
    - Znam twojego ojca, odkąd się tutaj wprowadził. Czyli już z jakieś dziesięć lat, jak nie więcej. Dużo mi o tobie opowiadał i o twojej mamie.
    - To znaczy?
    - Gdy go poznałam, był średnio szczęśliwym człowiekiem. Niby rozpoczęła się tutaj jego kariera, więc powinien być szczęśliwy, ale tak naprawdę taki nie był. Tęsknił za twoją mamą i za tobą. On cały czas ją kochał. Mówił, że to miłość jego życia i czasem żałuje, że wyjechał, bo stracił najważniejszą osobę w swoim życiu. A tak naprawdę dwie. Bo i twoją mamę i ciebie. Pisał do ciebie listy. Opowiadał, że był w Polsce, gdy dowiedział się, że ma córkę. Ale nie znalazł was, okazało się, że wyjechałyście. Ale nie odpuszczał. Twoja matka przysyłała mu twoje zdjęcia, lecz nigdy nie zgodziła się na spotkanie. On cały czas wierzył, że kiedyś cię zobaczy. I chyba teraz nadszedł ten czas. – Ledwo powstrzymałam się od wypuszczenia łez.
    - A czy wie pani gdzie teraz mieszka?
    - Tego akurat nie wiem. Wiem jedynie, że przeprowadził się gdzieś do centrum i mieszka chyba w jakimś apartamentowcu.
    - A chociaż gdzie pracuje?
    - Jest producentem muzycznym. Ale dokładnej nazwy jego wytwórni nie pamiętam. Rozumiesz, w tym wieku ma się już pewne problemy z pamięcią. Ale na pewno znajdziesz informacje w internecie. To dość znany producent – odpowiedziała.
    - Dobrze. Bardzo pani dziękuję za rozmowę, ale ja już będę musiała iść.
    - Rozumiem. Miło było cię poznać. Powodzenia w szukaniu taty. Na pewno się ucieszy na twój widok.
    - Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia. – Pożegnałam się.
    - Do widzenia panienko. – I wyszłam z jej mieszkania. To bardzo miła i ciepła kobieta. Fajna byłaby z niej babcia. Czyli on nas kochał, starał się o nas. Zależało mu na nas. Tylko czemu mama nie pozwoliła mu ani razu mnie zobaczyć? Przecież miał do tego prawo, w końcu jestem jego dzieckiem. A może bała się, że to spotkanie coś zmieni. Może bała się, że dawne uczucie powróci, zresztą nie wiem. O to trzeba by było się spytać jej. Postanowiłam zadzwonić do Emmy i dowiedzieć się gdzie jest. Za trzecim sygnałem odebrała.

E: Halo?
C: Hej. Jak tam zwiedzanie miasta? Gdzie jesteś?
E: A fajnie. Jestem na Broadwayu aktualnie. Lepiej powiedz jak poszukiwania?
C: Opowiem jak się spotkamy. Poczekaj na mnie, zaraz dojadę co ciebie, tylko złapię jakąś taksówkę.
E: Ok. To czekam. Na razie.
C: Nom. To pa.

W tym miejscu Nowego Jorku było zdecydowanie gorzej z taksówkami. Lecz na mojej drodze zauważyłam przystanek autobusowy. Postanowiłam zobaczyć gdzie jadą tutejsze autobusy. Nazwy przystanków zbytnio nic mi nie mówiły. Na szczęście stała tam kobieta, więc spytałam się jej, którym dojadę na Broadway lub jego okolice. Po dziesięciu minutach przyjechał. Jednak nie ma to jak nasze czerwone, piętrowe autobusy w Londynie. I ruszył.
    Po jakiś dwudziestu minutach dotarłam tam, gdzie chciałam. Zadzwoniłam jeszcze raz do przyjaciółki, żeby umówić się w jakimś konkretnym, charakterystycznym miejscu. Po uzgodnieniu wybrałam się w ustalone miejsce. Po chwili ją zobaczyłam.
    - Hej. Może wybierzemy się na jakiegoś shake’a, albo coś? – spytała Emma.
    - Hej. Dobry pomysł.
    - Po drodze widziałam kawiarenkę, w której sprzedawali  shake’i, więc chodź. – I poszłam za nią. Daleko nie musiałyśmy iść. To było kilka kroków od miejsca, w którym znajdowałyśmy się przed chwilą. W środku nie było na szczęście zbyt wiele osób, dzięki czemu było przyjemniej.
    - Zajmij stolik, a ja zamówię. Jakiego chcesz? – zapytała.
    - Waniliowy, albo jakiś owocowy.
    - Ok. Zaraz wracam. – I poszła do lady.
    Po chwili wróciła do stolika ze szklankami i napojem.
    - To opowiadaj. Spotkałaś go?
    - Okazało się, że on tam już nie mieszka. Sprzedał dom jakiejś parze. Wyprowadził się po prostu.
    - I co teraz?
    - Spotkałam też taką starszą panią. Znała mojego biologicznego ojca. Trochę mi o nim opowiedziała. To znaczy o tym, co o nas mówił i w ogóle. Bardzo miła i ciepła kobieta – powiedziałam.
    - Podała ci jego aktualny adres, albo gdzie pracuje?
    - Nie wie gdzie teraz mieszka. Wie tylko, że w centrum i w jakimś apartamencie i tyle. I nie pamięta gdzie pracuje dokładnie, bo ma problemy z pamięcią. Ale powiedziała, że może w internecie znajdę informację o nim, bo to dość znany producent muzyczny.
    - No to jak wrócimy do domu, to poszukamy czegoś – powiedziała. Mam nadzieję, że uda mi się coś o nim dowiedzieć w internecie, bo inaczej się załamię. Ale wiem jedno. Nie poddam się, będę go szukać, aż znajdę. Nie odpuszczę tak łatwo. Nie po to przebyłam taki kawał drogi, żeby tak po prostu zrezygnować. Co to, to nie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heeej. Zabijcie mnie, nie wiem, zastrzelcie. Ostatnio zawalam na całej lini. Nie dość, że na waszych blogach, to jeszcze na swoim. PRZEPRASZAM. Jestem beznadziejną czytelniczką i blogerką. Nie dziwię się, że jest mniej komentarzy, ja po prostu na nie nie zasługuję :/ 
Ten rozdział pisało mi się zdecydowanie lepiej. Bardziej się skupiłam i było mi lżej. Mam nadzieję, że choć trochę będzie się wam podobał.
Jeszcze raz bardzo was przepraszam...
Buziaki, wasza Maarit :*

10 komentarzy:

  1. Hej.
    Rozdział jak zawsze mi się podoba.
    Moja wena także podupada dlatego nie będę się ciebie czepiać :)
    Nie mam czasu ani siły, ale na szczęście niedługo wolne.
    Życzę mnóstwa weny.
    PS. nie mogę się doczekać kiedy Carly znajdzie swojego ojca :) ciekawe jak zareaguje
    Pozdrawiam, Aleks <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heej. Cieszę się, że Ci się podoba.
      Ja też jestem kompletnie wypluta z sił i chęci do wszystkiego. Ale jakoś daję radę.
      Dzięki, że skomentowałaś.
      Buziaki, Maarit :*

      PS. Postaram się nadrobić zaległości na Twoich blogach. Wybacz.

      Usuń
  2. Nie tylko twoja wena podupadła , więc się o to nie martw . :)
    Jestem ciekawa następnego rozdziału :)
    Jeśli byś mogła to informuj mnie na moim blogu o nowym rozdziale bo z moją pamięcią ostatnio nie jest najlepiej :http://koffyou.blogspot.com/.
    Wesołych świąt , pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heej. Więc nie jestem sama z brakiem weny :)
      Oczywiście, że będę Cię informowała. Jak sama nie zapomnę. Hihi :D
      Dzięki, że wpadłaś i za życzenia. Tobie również wesołych świąt.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  3. Ale dawno tutaj nie zaglądałam :( Teraz jednak planuje wziąć się już w garść i wreszcie komentować wszystko na bieżąco...
    Więc tak...
    Myślę, że mimo wszystko poszukiwania Carly zakończą się sukcesem. Życzę jej tego z całego serca, zwłaszcza, że z opowiadania tej starszej kobiety wyłania się portret jej ojca jako człowieka będącego taką bardzo pozytywną osobą, więc naprawdę byłoby super, gdyby się spotkali.
    Trochę przeraziła mnie Emma i jej stwierdzenie o tym, że pierwszy sen w nowym miejscu się sprawdza, bo mnie właściwie zawsze śnią się koszmary, gdy jestem poza domem :( Cóż, przynajmniej jeśli wtedy dzień będzie nieciekawy, wiem, że to nie moja wina, tylko odgórne sprawy :)
    A jutro zażyczę sobie od mamy na śniadanie naleśniki z miodem xD
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Nic się nie stało. Trochę brakowało mi Twoich komentarzy, ale miło, że wróciłaś :)
      Okaże się jak to będzie z poszukiwaniem ojca Carly. Czy napotka jeszcze jakieś komplikacje, czy teraz będzie miała z górki.
      Z tym tekstem Emmy, to tak wzięłam z życia. Bo nieraz słyszałam, że właśnie pierwszy sen w nowym roku jest proroczy. Ale ile w tym prawdy, to nie wiem.
      Dziękuję za komentarz.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  4. Gratuluje! Zostałaś nominowana do LIBSTER AWARD. Więcej informacji znajdziesz na: http://pomiedzydwoma.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem bardzo zaskoczona, że ojciec wiedział o Clary.. no w sensie takim, że o niej wspominał. Myślałam, że będzie chciał się odciąć od przeszłości i wgl a dziecko bd dla niego niewygodnym tematem. Dobrze, że Clary spotkała tą kobietę to przynajmniej wie coś o ojcu. Teraz powinna znaleźć wszystkie wytwórnie muzyczne w mieście i odnaleźć dzięki temu ojca. Bardzo ciekawi mnie jak on zareaguje na jej widok :)
    Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Jest on dla mnie bardzo ważny.
      Cieszę się, że Cię zaskoczyłam :)
      Wszystkie wytwórnie, to chyba czasu by jej nie wystarczyło. Haha :D
      Zobaczymy jak to będzie.,
      Jeszcze raz dziękuję.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń