Stałam na jakimś tarasie widokowym. Była noc
albo wieczór, gdyż na dworze było ciemno. Przed moimi oczami widniała piękna
panorama miasta. Jakie ono jest ładne o tej porze. Tysiące świateł, które
wyglądają jak takie iskierki. Oparłam swoje dłonie o barierkę. Poczułam czyjś
dotyk w okolicy moich bioder. Momentalnie przeszedł mi delikatny dreszczyk. Ten
ktoś stał za mną i opierał głowę o moje ramię. W jego uścisku czułam się tak
dobrze. Do moich nozdrzy dostał się przyjemny zapach męskich perfum. Napajałam
się ich wonią. Był to zdecydowanie chłopak. Szeptał mi do ucha słodkie słówka,
niejednokrotnie muskając swoimi ustami płatek mojego ucha, co przyprawiało mnie
o gęsią skórkę. Było mi tak dobrze. Obróciłam się w jego stronę, a on to wykorzystał
i wpił się w moje wargi. Przymknęłam oczy i całkowicie oddałam się chwili. Jego
usta miały taki słodki smak i były miękkie jak aksamit. Otworzyłam moje
patrzałki i…
I
wybudziłam się z tak pięknego snu. A był bardzo realistyczny. Przez chwilę
wierzyłam, że dzieje się naprawdę. Tylko nie widziałam twarzy owego chłopaka.
Wydaje mi się, że to ten sam, co w ostatnim śnie, ale mogło mi się tylko
wydawać. Mimo zmiany strefy czasowej, spało mi się wyjątkowo dobrze. Można
powiedzieć, że się wyspałam. Byłam wystarczająco zmęczona lotem, co pozwoliło
mi na szybkie zaśnięcie. Spojrzałam na drugą połówkę łóżka. Ku mojemu
zdziwieniu była pusta. Myślałam, że Emma będzie jeszcze spać, a tu jednak nie.
Postanowiłam wreszcie wygramolić się z łóżka i sprawdzić co robi moja
przyjaciółka. Coś mi podpowiadało, żeby udać się w kierunku kuchni. Tak też
zrobiłam. I jednak moja intuicja czasem mnie nie zawodzi. Zastałam tam moją
towarzyszkę, która smażyła prawdopodobnie naleśniki.
-
Hej – powiedziałam.
-
O, hej śpiochu. – Uśmiechnęła się do mnie, jak zwykle promiennie. Podziwiam ją
za to. – Jak się spało? – spytała.
-
A wyjątkowo dobrze. A tobie?
-
Tak samo. Siadaj, śniadanie. – Jak powiedziała, tak zrobiłam. Postawiła przede
mną talerz z gotowymi naleśnikami i miód, z którym uwielbiałam je jeść.
-
Kiedy zdążyłaś zrobić zakupy? – zapytałam.
-
Kiedy ty słodko spałaś. Jedz, bo wystygnie. A śniło ci się coś?
-
A nawet tak. A tobie?
-
Mi nie. A co ci się śniło? – Kolejne pytanie padło z jej ust. Opowiedziałam jej
cały sen. Na samą myśl o nim, zrobiło mi się jakoś tak ciepło na sercu.
-
A wiesz, że pierwszy sen w nowym miejscu jest proroczy? – powiedziała.
-
E tam. Ja nie wierzę w takie rzeczy – odparłam, lecz w głębi duszy chciałam,
żeby to była prawda. Ostatnio jakoś brak drugiej połówki bardziej daje mi się
we znaki. Moje serduszko sygnalizuje mi, że chciałoby kogoś pokochać. I nie
oszukam go, że tego nie pragnę.
-
No zobaczymy. – Mówiąc to, wystawiła mi koniuszek języka. Ja tylko pokręciłam
głową i wzięłam się za konsumowanie śniadania.
Po
zjedzeniu posiłku zdałam sobie sprawę, że cały czas jestem w piżamie. Poszłam
więc do sypialni, gdzie stała moja torba, by wybrać jakiś strój na dziś. W
końcu czeka mnie ciężki dzień -
poszukiwania ojca, runda pierwsza. Na samą myśl o spotkaniu z nim, moje
ciało obleciał strach. Weź się w garść
Carly, dasz radę – powtarzałam sobie w głowie. Wzięłam kilka, głębokich
wdechów i kontynuowałam szukanie ubrań.
Ponieważ
w Nowym Jorku było ciepło, a za oknem świeciło słońce, mogłam pozwolić sobie na
włożenie czarnych, jeansowych szortów, białej bokserki i czerwonej koszuli w
czarną kratę. Po umyciu się, ogólnym ogarnięciu i włożeniu przygotowanego
zestawu, byłam gotowa do rozpoczęcia poszukiwań. Udałam się do saloniku, w
którym siedziała Emma, oglądająca telewizję.
-
I co zamierzasz dzisiaj robić? – spytałam, jednocześnie dosiadając się do niej.
-
Wybiorę się na małą wycieczkę krajoznawczą – odpowiedziała.
-
Nie gniewasz się na to, że pójdę sama na te poszukiwania?
-
Nie, no co ty. O co miałabym się gniewać. Ja cię bardzo dobrze rozumiem. – Jak zawsze
obdarzyła mnie swoim uśmiechem. Zawsze poprawia mi on humor.
-
No to się cieszę. – Przytuliłam ją. Spojrzałam na zegarek, nawet nie wiem kiedy
zrobiła się godzina dwunasta. – Dobra, to na mnie już czas, bo już południe –
powiedziałam.
-
Ok, to powodzenia
-
Nie dziękuję – odparłam. Poszłam jeszcze do sypialni po torebkę. Chwyciłam
karteczkę z adresem prawdopodobnego miejsca zamieszkania mojego biologicznego
ojca. Schowałam ją do portfela i skierowałam się do wyjścia.
-
To ja lecę. Trzymaj kciuki. – Zwróciłam się do przyjaciółki.
-
Będę trzymać. Powodzenia. Pa pa – odpowiedziała. Dała mi jeszcze buziaka w
policzek i zamknęła za mną drzwi. Powoli zeszłam na dół bloku. O taksówkę nie
musiałam się martwić, gdyż tutaj ich jeździ bardzo dużo. Widziałam
nadjeżdżającą, więc pomachałam ręką, żeby się zatrzymała. Tak też zrobiła. Od
razu do niej wsiadłam. Podałam kierowcy adres, pod który ma się udać i
ruszyliśmy.
Podczas jazdy miałam okazję trochę pooglądać miasta. To niesamowite, jak
ono jest barwne. Łączy w sobie tyle styli, myślę, że każdy znalazłby tutaj coś
dla siebie. Aż bije od niego taka pozytywna energia. Cały czas nie wierzę, że
tutaj jestem. Ale jednak to prawda, jedno z moich pragnień się spełniło. Od tej
pory wierzę w marzenia, bo warto. Bez nich życie byłoby nudne i takie nijakie.
Żylibyśmy jedynie rzeczywistością, która w wielu przypadkach jest zupełnie szara
i nieprzyjemna. Czasem fajnie jest przenieść się do innego świata, do swojego.
W którym my jesteśmy władcami i to my decydujemy jaki on będzie i jak będzie
wyglądał nasz żywot w nim. To jest niesamowite. Taka własna bajka, gdzie my
jesteśmy jej autorami i możemy zrobić w niej wszystko.
-
Jesteśmy – oznajmił kierowca. Dałam mu
należytą kwotę i wysiadłam z auta. Dopiero teraz zauważyłam gdzie się znajduję.
Rozejrzałam się po okolicy. Było to osiedle jednorodzinnych domków, które były
dość nowoczesne. Spojrzałam na kartkę, by upewnić się czy znajduję się pod
właściwym adresem. Zgadzał się, byłam w odpowiednim miejscu. Swój wzrok
zwróciłam na numerek widniejący na domu, lecz on również był prawidłowy. Nie
byłam w stanie zrobić żadnego kroku. Strach mnie kompletnie sparaliżował. Moje
nogi jakby ktoś przykleił do podłoża, zupełnie odmawiały mi posłuszeństwa.
Przełknęłam głośno ślinę i powolnym krokiem udałam się w stronę drzwi
wejściowych. Po dłuższej chwili znalazłam się przy nich. Stanęłam i wpatrywałam
się w nie. W myślach pojawiły się pytania – Zadzwonić
czy nie? Zauważyłam dzwonek obok i delikatnie wykonałam ruch ręką w jego
stronę. Nawet nie wiem kiedy moje palce styknęły się z włącznikiem i rozległ
się dźwięk dzwonka. Byłam bardzo spięta, a w gardle jakby powstała gula. Nagle
drzwi otworzyły się, a w nich stanęła młoda kobieta. Może jego narzeczona.
-
Słucham? – odezwała się.
-
Jaaa… Cz…Czy tu mieszka pan Robert… Milak? -
Ledwo wydukałam. Kilkakrotnie się jąkałam i zatrzymywałam. Niepewnie
zwróciłam wzrok na kobietę.
-
Nie, pan Robert nie mieszka tu od jakiegoś czasu. Sprzedał nam dom –
odpowiedziała. Sprzedał? Ale czemu? I co ja teraz zrobię, jak ja go znajdę?
Czemu ja zawsze muszę mieć pod górkę?
-
Aha. A nie wie pani, gdzie mogłabym go znaleźć?
-
Nie, przykro mi.
-
Dobrze. Dziękuję. Do widzenia – powiedziałam i odeszłam. A myślałam, że to
będzie takie łatwe. Jaka ja byłam naiwna. Łatwe? Przecież w moim życiu nic
takie nie jest. Zawsze musi pójść coś nie tak lub powstać jakaś przeszkoda,
która uniemożliwia mi normalne pójście przez życie. Szłam zamyślona, gdy nagle
usłyszałam czyjeś wołanie. Nie wiedziałam do kogo było skierowane, więc
odwróciłam się w stronę dochodzącego głosu.
-
Przepraszam! – krzyczała jakaś starsza pani.
-
Mówi pani do mnie? – spytałam.
-
Tak, do panienki – odpowiedziała. – Może pani tu podejść? – zadała pytanie. Pokiwałam
głowę i poszłam w jej kierunku.
-
Widziałam, jak dzwoniła panienka do domu naprzeciwko. Coś się stało? Może
mogłabym jakoś pomóc?
-
Po prostu kogoś szukam. Mieszkał kiedyś pod tamtym adresem. Ale to nieważne.
-
Chodzi o pana Roberta?
-
Tak. Zna go pani? – spytałam z zaciekawieniem.
-
No pewnie, nieraz rozmawialiśmy. Traktowałam go jak własnego syna. Często do
mnie przychodził. A ty kim jesteś?
-
Carly Winter
-
Oh, to ty jesteś jego córką. Chodź do środka, nie będziemy tu tak stać. –
Położyła mi rękę na ramieniu i weszłyśmy do środka domu. Coś tak czułam, że od
niej mogłam się sporo dowiedzieć. W środku mieszkania było bardzo przytulnie.
Było w nim dużo drewna, co dodawało ciepła. Zaprosiła mnie do salonu, usiadłam
na jednym z dwóch foteli.
-
Zrobię herbaty – powiedziała.
-
Nie dziękuję, naprawdę nie trzeba.
-
Ale jak to tak. Trzeba się czegoś napić.
-
Nie, niech pani nie robi sobie kłopotu. Mi się nie chce pić. Naprawdę. –
Próbowałam ją przekonać.
-
No dobrze, niech ci będzie. – Udało się. Usiadła na fotelu obok.
- Skąd
pani o mnie wie? – zapytałam.
- Znam
twojego ojca, odkąd się tutaj wprowadził. Czyli już z jakieś dziesięć lat, jak
nie więcej. Dużo mi o tobie opowiadał i o twojej mamie.
-
To znaczy?
-
Gdy go poznałam, był średnio szczęśliwym człowiekiem. Niby rozpoczęła się tutaj
jego kariera, więc powinien być szczęśliwy, ale tak naprawdę taki nie był.
Tęsknił za twoją mamą i za tobą. On cały czas ją kochał. Mówił, że to miłość jego
życia i czasem żałuje, że wyjechał, bo stracił najważniejszą osobę w swoim
życiu. A tak naprawdę dwie. Bo i twoją mamę i ciebie. Pisał do ciebie listy.
Opowiadał, że był w Polsce, gdy dowiedział się, że ma córkę. Ale nie znalazł
was, okazało się, że wyjechałyście. Ale nie odpuszczał. Twoja matka przysyłała
mu twoje zdjęcia, lecz nigdy nie zgodziła się na spotkanie. On cały czas
wierzył, że kiedyś cię zobaczy. I chyba teraz nadszedł ten czas. – Ledwo powstrzymałam
się od wypuszczenia łez.
-
A czy wie pani gdzie teraz mieszka?
-
Tego akurat nie wiem. Wiem jedynie, że przeprowadził się gdzieś do centrum i
mieszka chyba w jakimś apartamentowcu.
-
A chociaż gdzie pracuje?
-
Jest producentem muzycznym. Ale dokładnej nazwy jego wytwórni nie pamiętam.
Rozumiesz, w tym wieku ma się już pewne problemy z pamięcią. Ale na pewno
znajdziesz informacje w internecie. To dość znany producent – odpowiedziała.
-
Dobrze. Bardzo pani dziękuję za rozmowę, ale ja już będę musiała iść.
-
Rozumiem. Miło było cię poznać. Powodzenia w szukaniu taty. Na pewno się
ucieszy na twój widok.
-
Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia. – Pożegnałam się.
-
Do widzenia panienko. – I wyszłam z jej mieszkania. To bardzo miła i ciepła
kobieta. Fajna byłaby z niej babcia. Czyli on nas kochał, starał się o nas.
Zależało mu na nas. Tylko czemu mama nie pozwoliła mu ani razu mnie zobaczyć?
Przecież miał do tego prawo, w końcu jestem jego dzieckiem. A może bała się, że
to spotkanie coś zmieni. Może bała się, że dawne uczucie powróci, zresztą nie
wiem. O to trzeba by było się spytać jej. Postanowiłam zadzwonić do Emmy i
dowiedzieć się gdzie jest. Za trzecim sygnałem odebrała.
E: Halo?
C:
Hej. Jak tam zwiedzanie miasta? Gdzie jesteś?
E:
A fajnie. Jestem na Broadwayu aktualnie. Lepiej powiedz jak poszukiwania?
C:
Opowiem jak się spotkamy. Poczekaj na mnie, zaraz dojadę co ciebie, tylko
złapię jakąś taksówkę.
E:
Ok. To czekam. Na razie.
C:
Nom. To pa.
W tym miejscu Nowego Jorku było zdecydowanie
gorzej z taksówkami. Lecz na mojej drodze zauważyłam przystanek autobusowy.
Postanowiłam zobaczyć gdzie jadą tutejsze autobusy. Nazwy przystanków zbytnio
nic mi nie mówiły. Na szczęście stała tam kobieta, więc spytałam się jej,
którym dojadę na Broadway lub jego okolice. Po dziesięciu minutach przyjechał.
Jednak nie ma to jak nasze czerwone, piętrowe autobusy w Londynie. I ruszył.
Po
jakiś dwudziestu minutach dotarłam tam, gdzie chciałam. Zadzwoniłam jeszcze raz
do przyjaciółki, żeby umówić się w jakimś konkretnym, charakterystycznym
miejscu. Po uzgodnieniu wybrałam się w ustalone miejsce. Po chwili ją zobaczyłam.
-
Hej. Może wybierzemy się na jakiegoś shake’a, albo coś? – spytała Emma.
-
Hej. Dobry pomysł.
-
Po drodze widziałam kawiarenkę, w której sprzedawali shake’i, więc chodź. – I poszłam za nią.
Daleko nie musiałyśmy iść. To było kilka kroków od miejsca, w którym znajdowałyśmy
się przed chwilą. W środku nie było na szczęście zbyt wiele osób, dzięki czemu
było przyjemniej.
-
Zajmij stolik, a ja zamówię. Jakiego chcesz? – zapytała.
-
Waniliowy, albo jakiś owocowy.
-
Ok. Zaraz wracam. – I poszła do lady.
Po chwili wróciła do stolika ze szklankami i
napojem.
-
To opowiadaj. Spotkałaś go?
-
Okazało się, że on tam już nie mieszka. Sprzedał dom jakiejś parze. Wyprowadził
się po prostu.
-
I co teraz?
-
Spotkałam też taką starszą panią. Znała mojego biologicznego ojca. Trochę mi o
nim opowiedziała. To znaczy o tym, co o nas mówił i w ogóle. Bardzo miła i
ciepła kobieta – powiedziałam.
-
Podała ci jego aktualny adres, albo gdzie pracuje?
- Nie
wie gdzie teraz mieszka. Wie tylko, że w centrum i w jakimś apartamencie i
tyle. I nie pamięta gdzie pracuje dokładnie, bo ma problemy z pamięcią. Ale
powiedziała, że może w internecie znajdę informację o nim, bo to dość znany
producent muzyczny.
-
No to jak wrócimy do domu, to poszukamy czegoś – powiedziała. Mam nadzieję, że
uda mi się coś o nim dowiedzieć w internecie, bo inaczej się załamię. Ale wiem
jedno. Nie poddam się, będę go szukać, aż znajdę. Nie odpuszczę tak łatwo. Nie
po to przebyłam taki kawał drogi, żeby tak po prostu zrezygnować. Co to, to
nie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heeej. Zabijcie mnie, nie wiem, zastrzelcie. Ostatnio zawalam na całej lini. Nie dość, że na waszych blogach, to jeszcze na swoim. PRZEPRASZAM. Jestem beznadziejną czytelniczką i blogerką. Nie dziwię się, że jest mniej komentarzy, ja po prostu na nie nie zasługuję :/ Ten rozdział pisało mi się zdecydowanie lepiej. Bardziej się skupiłam i było mi lżej. Mam nadzieję, że choć trochę będzie się wam podobał.
Jeszcze raz bardzo was przepraszam...
Buziaki, wasza Maarit :*
Hej.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze mi się podoba.
Moja wena także podupada dlatego nie będę się ciebie czepiać :)
Nie mam czasu ani siły, ale na szczęście niedługo wolne.
Życzę mnóstwa weny.
PS. nie mogę się doczekać kiedy Carly znajdzie swojego ojca :) ciekawe jak zareaguje
Pozdrawiam, Aleks <3
Heej. Cieszę się, że Ci się podoba.
UsuńJa też jestem kompletnie wypluta z sił i chęci do wszystkiego. Ale jakoś daję radę.
Dzięki, że skomentowałaś.
Buziaki, Maarit :*
PS. Postaram się nadrobić zaległości na Twoich blogach. Wybacz.
Nie tylko twoja wena podupadła , więc się o to nie martw . :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa następnego rozdziału :)
Jeśli byś mogła to informuj mnie na moim blogu o nowym rozdziale bo z moją pamięcią ostatnio nie jest najlepiej :http://koffyou.blogspot.com/.
Wesołych świąt , pozdrawiam i życzę weny :*
Heej. Więc nie jestem sama z brakiem weny :)
UsuńOczywiście, że będę Cię informowała. Jak sama nie zapomnę. Hihi :D
Dzięki, że wpadłaś i za życzenia. Tobie również wesołych świąt.
Buziaki, Maarit :*
Ale dawno tutaj nie zaglądałam :( Teraz jednak planuje wziąć się już w garść i wreszcie komentować wszystko na bieżąco...
OdpowiedzUsuńWięc tak...
Myślę, że mimo wszystko poszukiwania Carly zakończą się sukcesem. Życzę jej tego z całego serca, zwłaszcza, że z opowiadania tej starszej kobiety wyłania się portret jej ojca jako człowieka będącego taką bardzo pozytywną osobą, więc naprawdę byłoby super, gdyby się spotkali.
Trochę przeraziła mnie Emma i jej stwierdzenie o tym, że pierwszy sen w nowym miejscu się sprawdza, bo mnie właściwie zawsze śnią się koszmary, gdy jestem poza domem :( Cóż, przynajmniej jeśli wtedy dzień będzie nieciekawy, wiem, że to nie moja wina, tylko odgórne sprawy :)
A jutro zażyczę sobie od mamy na śniadanie naleśniki z miodem xD
Pozdrawiam serdecznie!
Hej. Nic się nie stało. Trochę brakowało mi Twoich komentarzy, ale miło, że wróciłaś :)
UsuńOkaże się jak to będzie z poszukiwaniem ojca Carly. Czy napotka jeszcze jakieś komplikacje, czy teraz będzie miała z górki.
Z tym tekstem Emmy, to tak wzięłam z życia. Bo nieraz słyszałam, że właśnie pierwszy sen w nowym roku jest proroczy. Ale ile w tym prawdy, to nie wiem.
Dziękuję za komentarz.
Buziaki, Maarit :*
Gratuluje! Zostałaś nominowana do LIBSTER AWARD. Więcej informacji znajdziesz na: http://pomiedzydwoma.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. To wiele dla mnie znaczy :*
UsuńJestem bardzo zaskoczona, że ojciec wiedział o Clary.. no w sensie takim, że o niej wspominał. Myślałam, że będzie chciał się odciąć od przeszłości i wgl a dziecko bd dla niego niewygodnym tematem. Dobrze, że Clary spotkała tą kobietę to przynajmniej wie coś o ojcu. Teraz powinna znaleźć wszystkie wytwórnie muzyczne w mieście i odnaleźć dzięki temu ojca. Bardzo ciekawi mnie jak on zareaguje na jej widok :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nowy rozdział :)
Hej. Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Jest on dla mnie bardzo ważny.
UsuńCieszę się, że Cię zaskoczyłam :)
Wszystkie wytwórnie, to chyba czasu by jej nie wystarczyło. Haha :D
Zobaczymy jak to będzie.,
Jeszcze raz dziękuję.
Buziaki, Maarit :*