Po
jakimś czasie dotarłyśmy pod nowoczesny apartamentowiec. Zrobił na nas
wrażenie. Za pewne jest zamieszkiwany przez samych bogaczy, gdyż zwykłego, szarego
człowieka nie stać na takie dobra. Wjechaliśmy do podziemnego garażu. Nasz
szofer zaparkował auto. Zanim zdążyłyśmy chwycić za klamkę drzwi, ten uroczy
mężczyzna zdołał nam je otworzyć. Podziękowałyśmy mu i wygramoliłyśmy się z samochodu.
-
Proszę za mną. Obiecałem panu Robertowi, że przyprowadzę was pod same drzwi. –
Ruszyłyśmy więc za nim. Wyszliśmy z parkingu i udaliśmy się do windy. Ale
luksusy tu mają. Spojrzałam na Emmę. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-
Co się tak uśmiechasz? – spytałam.
-
A co, nie wolno? – zachichotała.
-
Wolno, wolno. Po prostu jestem ciekawa.
-
Bo lubię jeździć windą i tyle – odpowiedziała. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Po chwili kierowca wcisnął jakiś numer i
winda ruszyła.
Staliśmy właśnie przed dużymi drzwiami, w kolorze ciemnego brązu. Po
użyciu dzwonka przez mężczyznę, czekaliśmy aż ktoś nam otworzy. Po chwili otworzyły się, a w nich wyłonił się
Robert ubrany w czarne spodnie i błękitną koszulę.
-
Tak jak pan prosił, przyprowadziłem te dwie damy – odezwał się szofer.
-
Bardzo ci dziękuję Marcu. Może wstąpisz na chwilę? – spytał.
-
Nie, dziękuję za zaproszenie, ale żona czeka w domu. Więc ja już pójdę. Do
widzenia – powiedział i poszedł.
-
Witajcie dziewczyny. Cieszę się, że już jesteście. Zapraszam – odezwał się i
wskazał ręką na środek mieszkania. Nieśmiało zrobiłyśmy kilka kroków wprzód i
znalazłyśmy się w środku. Naszym oczom ukazał się nowoczesny, bogaty i bardzo
przyjemny apartament. Od razu wylądowałyśmy w salonie. Był on bardzo przytulny i ciepły. Dominowały
w nim jasne kolory oraz trochę brązu. Miał on połączenie z kuchnią, przez co
zapachy z niej były rozniesione po całym pomieszczeniu. Stół był ładnie
przygotowany. Leżał na nim czerwony obrus, sztućce, talerze, szklanki, a jego
środek zdobiły kwiaty w wazonie. Wszystko prezentowało się naprawdę nieźle. W
tle leciała cicho muzyka, zapewne jakiejś gwiazdy wypromowanej przez Roberta.
-
Siadajcie do stołu, zaraz podam jedzenie – powiedział. Zajęłyśmy więc miejsca.
W apartamencie było dość przyjemnie, ze
względu na to, że nie było w nim zbyt ciepło. Co jakiś czas czuło się delikatne
powiewy powietrza. Rozejrzałam się dokładniej i zobaczyłam otwarte drzwi
balkonowe. A więc to stamtąd leci chłodny wiaterek.
-
Może chcecie się czegoś napić? Coś zimnego, albo ciepłego? – spytał.
-
Ja bardzo chętnie. A co można zimnego? – odezwała się Emma.
-
A co sobie panie zażyczą. Mam wodę, sok pomarańczowy, colę. Do wyboru, do
koloru. – Posłał w naszą stronę szeroki uśmiech.
-
To ja poproszę sok pomarańczowy – powiedziała moja przyjaciółka.
-
Bardzo proszę. A ty Carly?
-
Ja? Ja poproszę colę – odpowiedziałam.
-
Proszę bardzo. Cola dla pani i sok dla drugiej pani. Jesteśmy co prawda w
Ameryce, ale nie mam zamiaru serwować wam specjałów z tutejszej kuchni. Tak
będzie lepiej dla waszego zdrowia. – Wszyscy się uśmialiśmy. – Dlatego zrobiłem
może takie typowe danie, którym nie zabłysnę przed wami, no, ale mam nadzieję,
że będzie wam smakować.
-
Słyszałam właśnie, że nieźle gotujesz – powiedziałam.
-
Nie lubię się przechwalać, ale z grzeczności nie zaprzeczę. Po prostu bardzo
lubię gotować.
-
To co takiego nam pan zaserwuje? – spytała Emma.
- Spaghetti Bolognese, a na deser tiramisu.
Dzisiaj będzie wieczór po
włosku. Mam nadzieję, że lubicie kuchnię włoską. - My tylko przytaknęłyśmy
ruchem głów.
-
To świetnie. W takim razie biorę się za przygotowanie dania. Będzie gotowe za
jakieś piętnaście minut.
Tak jak powiedział, po takim czasie zaserwował nam jedzenie. Pachniało
wybornie i tak samo wyglądało. Muszę przyznać, że uwielbiam spaghetti. Ogólnie
przez rodziców jestem nazywana makaronowa i ogórkowa dziewczyna. Zawsze się z
tego śmieję.
-
To jak wam się podoba Nowy Jork? – rozpoczął rozmowę Robert.
-
Bardzo. Jest wspaniały – odpowiedziała moja towarzyszka.
-
To bardzo barwne miasto. Wręcz niesamowite. Można w nim zaobserwować ogromną
różnorodność, która wbrew pozorom do siebie pasuje. Myślę, że jest to miejsce,
w którym każdy znajdzie coś dla siebie. No i może być ogromnym źródłem
inspiracji. Nie dziwię się, że tyle gwiazd z różnych dziedzin mieści się
właśnie tutaj. – Tym razem ja wtrąciłam kilka słów.
-
W takim razie cieszę się, że odbieracie pozytywnie to miasto.
-
Nie dziwię się, że tu wyjechałeś – odparłam.
-
To był przypadek, że tu trafiłem. Na początku udałem się do Kalifornii. To
właśnie tam pracowałem na początku, w jednej z małych wytwórni. Byłem kimś w
rodzaju pomocnika. Dopiero później zostałem zauważony i dostałem propozycję
pracy w Nowym Jorku. Aż w końcu dorobiłem się tego, że stworzyłem własną
wytwórnię. Moje marzenia się spełniły. – Skończył swoją opowieść. Cisnęło mi się
jedno pytanie, które aż prosiło, aby wyjść z moich ust.
- Ale
dlaczego nie odzywałeś się do mamy? Dlaczego zaprzestałeś kontaktu z nią? – W końcu
zapytałam. Byłam bardzo ciekawa jego odpowiedzi. Wziął głęboki wdech i zaczął
mówić.
-
Byłem wtedy młody i głupi. Zapatrzyłem się w Amerykę, byłem szczęśliwy, że moje
marzenia się spełniają. To nie znaczy, że zapomniałem o twojej mamie. Bardzo ją
kochałem, była i jest kobietą mojego życia. Miałem pewien plan. Chciałem
znaleźć sobie stabilną pracę, zarabiać jakoś, a potem sprowadzić twoją mamę
tutaj, do Ameryki. Ale mi się nie udało. Do końca życia będę żałował tego, co
zrobiłem. Przez swoje marzenia, przez swoją głupotę straciłem ważną dla mnie
osobę. – Skończył mówić. Widać było, że to go bolało i żałował tego co zrobił.
Miałam jeszcze jedno pytanie, choć bałam się je zadać. Lecz ciekawość wzięła
górę.
-
Dlaczego mama nie pozwoliła ci na to, żebyś mnie zobaczył? Dlaczego tak
zupełnie odcięła cię ode mnie?
-
Bo mnie znienawidziła. Za to, że ją tak po prostu zostawiłem. Zresztą znalazła
sobie twojego ojca i to z nim zaczęła swoje życie. Nie chciała, bym wchodził w
nie butami. I mógł być jeszcze jeden powód.
-
Jaki?
- Eh.
Gdy jeszcze byliśmy razem w kraju, często rozmawialiśmy o nas, o naszej
przyszłości i takie tam różne. I raz padł temat dzieci. I ja powiedziałem, że
jeszcze jesteśmy za młodzi i póki co nie chcę mieć dziecka. I może dlatego tak
zareagowała.
-
Przepraszam. – Wstałam od stołu i szybkim krokiem udałam się na balkon. Usiadłam
na podłodze, podkuliłam nogi i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć. To było trochę
zbyt wiele jak naraz. On mnie po prostu nie chciał. Nie chciał mieć dzieci.
Byłabym przeszkodą w jego rozwijającej się karierze. Nagle poczułam jak ktoś
obejmuje mnie ramieniem i gładzi ręką po plecach.
-
Carly, przepraszam. To nie miało tak być. – To był Robert. Odsunęłam się lekko
od niego, nie darzą go nawet jednym, krótkim spojrzeniem. Nie odezwałam się
nawet słowem.
-
Źle mnie zrozumiałaś. Jeszcze w Polsce nie chciałem mieć dzieci, wydawało mi
się, że jestem jeszcze na to za młody. Że jeszcze tyle mogę zrobić, mogę
spróbować spełnić swoje marzenia. Ale kiedy dostałem od twojej mamy list i
dowiedziałem się, że jestem ojcem, byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod
słońcem. Zabolały mnie jej słowa i zrozumiałem jakim byłem idiotą. Wtedy
wiedziałem, że właśnie straciłem nie jedną najważniejszą dla mnie osobę, a
dwie. Zachowałem się spontanicznie. Chciałem cię zobaczyć, wziąć w swoje
ramiona. Dlatego spakowałem się i pojechałem do Polski. Lecz twoja mama znikła.
Nikt nie chciał mi powiedzieć gdzie jest. Byłem załamany. Czułem, jakby ktoś
zabrał mi duży kawał serca. Gdybym mógł cofnąć czas, to naprawiłbym te błędy.
Lecz niestety jest to niemożliwe. Ale wiedz, że przez te wszystkie lata nie
było dnia, w którym bym nie pomyślał o tobie i o twojej mamie. Zawsze będziecie
w moim sercu, bo kocham was najbardziej na świecie. I cieszę się, że mogę
spędzić z tobą czas. Dzięki tobie jestem teraz naprawdę szczęśliwym
człowiekiem. – On też płakał. On naprawdę nas kocha. Teraz wiem, że wszystko co
mówi, to prawda. Znam się na ludziach i wiem, kiedy są szczerzy. Bez
zastanowienia przytuliłam się do niego. On od razu to odwzajemnił i zamknął
mnie w szczelnym uścisku. Zaczynam zauważać wiele podobieństw w nas. Na
przykład oboje popełniamy błędy, których potem żałujemy. I jak kogoś kochamy,
to naprawdę mocno.
-
To jak córeczko? Deser na osłodę? – spytał i spojrzał się na mnie. Patrząc w
jego oczy, widziałam jakby odzwierciedlenie swoich. Były identyczne.
-
Bardzo chętnie. – Pomógł mi wstać. Objął mnie ramieniem i weszliśmy z powrotem do
mieszkania. Uśmiechnęłam się do Emmy i usiadłam na swoim wcześniejszym miejscu.
-
To na miłe zakończenie naszej kolacji, po porcji tiramisu dla każdego. Własnej
roboty – podkreślił ostatnie zdanie. Zaczynałam go naprawdę lubić. To w
porządku facet.
Po
zjedzeniu wszystkiego usiedliśmy na kanapie w salonie.
-
Coś wam pokażę. – Wyszedł, by po chwili wrócić z jakimś albumem.
-
Proszę, zobaczcie. – Otworzyłyśmy go. Był to zbiór wszystkich moich zdjęć. Od
małego po prawie dzisiaj. Prawie, bo ostanie zdjęcie było zrobione ze trzy lata
temu.
-
Pomyślałem, że można by skorzystać z okazji i cyknąć jakąś fotkę razem.
Chciałbym uwiecznić ten dzień. Co prawda fotograf ze mnie żaden, ale coś tam
zawsze wyjdzie. Co wy na to? – spytał.
-
Świetny pomysł – odparłyśmy w tym samym momencie. Robert poszedł po aparat i
zaczęła się spontaniczna sesja zdjęciowa. Było przy tym dużo śmiechu, ale
niektóre z nich wyszły naprawdę fajnie.
Tak
się świetnie bawiłyśmy, że nawet nie wiem kiedy zrobiła się godzina dwudziesta
druga.
- My już będziemy się zbierać – powiedziałam.
-
Szkoda. Ale skoro musicie, to nie będę was trzymać. Ale jutro przyjdziecie do
wytwórni i trochę pozwiedzacie, tak?
-
Oczywiście, z wielką chęcią.
- To bądźcie tak bliżej godziny dwunastej.
Wtedy będę mógł być do waszej dyspozycji. Chodźcie, odwiozę was.
-
Ale naprawdę nie trzeba. Damy sobie radę.
-
Po moim trupie. Nie będziecie się same po nocy włóczyły. Na pewno wam na to
pozwolę.
-
No dobrze. Skoro nalegasz.
-
Zapraszam więc na parking.
Wracałyśmy już do domu. To miłe, że Robert nas podwozi. Zachowuje się
jak prawdziwy ojciec.
-
A, przypomniałem sobie. Przepraszam, że nie podałem wam mojego adresu. Tak
trochę głupio wyszło. Po prostu nie chciałem, żebyście tłukły się autobusami
czy taksówką. Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
-
Nie, no co ty. Nic się nie stało. To tutaj – powiedziałam, wskazując na nasz
dom.
-
Dziękujemy za miły wieczór – odezwała się Emma.
-
Cała przyjemność po mojej stronie. Wybaczcie, że nie odprowadzę was do drzwi,
ale te hieny paparazzi, czyhają wszędzie. Nie chcę, żeby zatruwały wam życie.
- Rozumiemy. Damy sobie radę. W takim razie
do jutra. – Pożegnałyśmy się i wysiadłyśmy z auta.
-
Ten Robert to naprawdę spoko gość. Jesteście trochę do siebie podobni –
powiedziała Emma, gdy weszłyśmy już do domu.
-
Też to zauważyłam. I muszę ci powiedzieć, że go polubiłam. Dobra, idziemy spać,
bo jutro czeka nas wycieczka po wytwórni. – Zaśmiałyśmy się, a potem pierwsza
poszłam się umyć.
Następnego
dnia
- Dzień dobry. – Przywitałyśmy się z sekretarką.
-
Dzień dobry. Musicie jeszcze chwilkę zaczekać, bo pan Robert ma jeszcze
spotkanie. Ale myślę, że to nie potrwa zbyt długo – powiedziała.
-
Dobrze, to my usiądziemy i zaczekamy na niego.
-
Może chcecie się czegoś napić?
-
Nie, dziękujemy.
Po
jakiś piętnastu minutach drzwi od gabinetu Roberta otworzyły się i wyszedł z
ich mężczyzna ubrany w garnitur. Rzucił przelotne do widzenia i wyszedł z budynku.
-
O, dziewczynki. Fajnie, że już jesteście. Właśnie skończyłem spotkanie, więc
jestem do waszej dyspozycji. To co, gotowe na małą wycieczkę po wytwórni? –
spytał.
-
Jak najbardziej – odparłam.
-
No, to chodźcie. – I ruszyłyśmy. Dotarliśmy do windy. Nawet nie zauważyłam, że
takowa tutaj jest. Nasza jazda nie trwała zbyt długo, gdyż na następnym piętrze
wysiedliśmy.
-
Na tym piętrze, znajdują się głównie studia nagraniowe. To tutaj nasze, że tak
powiem pupilki mają swoje próby oraz
nagrania. – Z jednego studia usłyszałam śpiew, był to zdecydowanie damski głos.
Lecz czegoś mi w nim brakowało.
-
Carly? – odezwała się do mnie Emma.
-
Przepraszam, zasłuchałam się.
-
W czym? – spytała.
-
W śpiewie dobiegającym z jednego studia.
-
Jak chcecie, to możemy tam zajrzeć. – Tym razem to Robert zabrał głos. Pokiwałyśmy
zgodnie głowami i weszłyśmy do pomieszczenia.
-
To jest nasz nowy nabytek. Ma na imię Chelsea.
Jest jeszcze młoda. Ma głos, ale brakuje jej pewności siebie. No i nieśmiałość
jej trochę przeszkadza. – Wsłuchiwałam się w śpiew drobnej blondynki.
-
Ona po prostu nie śpiewa od serca. Nieśmiałość i brak pewności siebie też jej
przeszkadza. Ale tu chodzi o emocje. Ona nie potrafi ich przekazać. Ten tekst,
który ona śpiewa ma przesłanie i jest bardzo emocjonalny, uczuciowy. Żeby miało
to wszystko sens, to musi być śpiewane od serca. Trzeba w to wsadzić swoją
duszę. Oddać całą siebie. I wtedy to będzie jakoś brzmiało. My słuchacze
będziemy to odbierać jako coś szczerego, a nie sztucznego, na siłę –
wypowiedziałam się na jej temat.
-
Wow, jesteś niesamowita. Masz niezły słuch i wiedzę muzyczną – powiedział Robert.
-
Po kimś to mam prawda. – Delikatnie się uśmiechnęłam.
-
Zresztą ona jest uzależniona od muzyki. Dla niej dzień bez muzyki, to dzień
stracony. – Tym razem Emma dorzuciła kilka słów. On się tylko uśmiechnął. Chyba
zdał sobie sprawę, że to po nim to odziedziczyłam.
-
A rozmawialiście z nią o tym? – spytałam.
-
No jeszcze nie. Boimy się, że jak jej zwrócimy uwagę, to ona jeszcze bardziej
straci swoją pewność siebie.
-
Bo to trzeba zrobić delikatnie. Jak chcesz, to ja to mogę zrobić. –
Zaproponowałam.
-
Naprawdę? Mogłabyś?
-
No jasne, zrobię to z dużą przyjemnością. W imię muzyki. – Zaśmialiśmy się. –
Po prostu lubię pomagać innym.
-
No dobrze, możesz spróbować. Powodzenia – powiedział i od razu weszłam do
pomieszczenia za drzwiami, w którym ona stała.
Z
perspektywy Emmy
Carly i jej biologiczny ojciec są do siebie naprawdę podobni. Ich oczy,
są jakby kopiami siebie. Kolor włosów również jest jakby taki sam. Ale oprócz
cech zewnętrznych, są również wewnętrzne. Oboje kochają muzykę. I ona i on są
wrażliwi, dobrzy, mili i jak kogoś kochają, to z całego serca. To niesamowite.
-
Skąd znacie się z Carly? – Z mojego rozmyślania wyrwał mnie głos pana Roberta.
-
Poznałyśmy się w parku i tak rozpoczęła się nasza znajomość.
-
A jesteście w tym samym wieku?
-
Nie. Ja jestem o rok starsza. Ale nie odczuwamy tego. Jesteśmy dla siebie jak
siostry.
-
Cieszę się, że Carly ma taką wspaniałą przyjaciółkę. Myślałem, że znacie się ze
szkoły.
-
Nie. Jesteśmy z dwóch różnych szkół. Carly chodzi do zwykłego liceum, a ja nie.
-
To znaczy? – spytał.
-
Chodzę do szkoły artystycznej – odpowiedziałam.
-
O, to fajnie. A na jakiś szczególny kierunek?
-
Taniec.
-
Naprawdę? To super.
-
Tak. Taniec to moja miłość, sposób na życie.
-
Może kiedyś będę miał okazję zobaczyć twój występ na Broadwayu - powiedział, posyłając mi delikatny uśmiech.
-
To jest moje marzenie – odparłam.
-
Kto wie, może kiedyś się spełni. – Spojrzałam na pomieszczenie, w którym
znajdowała się Carly i młoda piosenkarka. Chyba ich rozmowa dobiegła końca,
gdyż przytulały się. Sądząc po ich minach, odbyła się ona z sukcesem. Po chwili
moja przyjaciółka wyszła do nas.
-
I jak? – spytał Robert.
-
A jak myślisz? Sukces. To bardzo fajna dziewczyna. Ma wszystkie uczucia i
emocje w sobie, tylko trzeba było je trochę wyciągnąć. Myślę, że teraz będzie
lepiej – powiedziała.
-
Dziękuję ci bardzo. Jesteś kochana. To jak, idziemy dalej?
-
No jasne. – Zgodnie odpowiedziałyśmy. Udałyśmy się na kolejne piętro.
Z
perspektywy Carly
-
Na tym piętrze znajdują się sale prób tanecznych. To tutaj ćwiczą do teledysków
czy jakiś układów podczas występów. Chodźcie. – Szliśmy obok różnych salek.
Zajrzałam na jedną, bo akurat były otwarte drzwi. Wszystko wyglądało tak jak w
telewizji. Na jednej ścianie były lustra, a podłoga była zrobiona z drewna.
Idealny parkiet do tańca. Emma pociągnęła mnie za rękę.
-
No już idę – powiedziałam.
-
Carly. Zobacz kto tam idzie – odezwała się. Wycofałam się z drzwi pomieszczenia,
w którym odbywała się próba i spojrzałam przed siebie. Nie mogłam uwierzyć
własnym oczom. To był…
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heeej. I mamy spóźniony rozdział 30. Wyszedł trochę dłuższy niż zwykle, albo mi się zdaje. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam :)
Dopadła mnie choroba i do końca tygodnia siedzę w domu, więc może uda mi się napisać jeszcze jeden rozdział. Wszystko zależy od mojej weny, tego jak będę się czuła i jakie będzie zainteresowanie tym rozdziałem.
Czekam na wasze szczere komentarze.
Buziaki, Wasza Maarit :**
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Cześć.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale jakoś nie miałam czasu.
Dzisiaj nadrabiam i muszę powiedzieć, że mnie nie rozczarowałaś. Oba są świetne :)
Cieszę się, że Carly tak dobrze dogaduje się z ojcem. Mam nadzieję, że będą się widywali wcześniej.
Jestem zła, dlaczego skończyłaś w takim momencie ? Mam pewne podejrzenia kto to może być, ale zachowam je dla siebie :)
Życzę weny :) Całuję i ściskam mocno, Aleks <3
PS. w czasie wolnym zapraszam do mnie :)
Heej. Nie masz za co przepraszać :)
UsuńBardzo się cieszę, że rozdziały Ci się podobają.
No wybacz, musiałam was jeszcze trochę potrzymać w napięciu. Haha :D
Wpadnę do Ciebie na pewno.
Buziaki, Maarit :*
Fajny;) Ciekawe kto to będzie chociaż mam pewne przypuszczenia;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba.
UsuńZobaczymy czy Twoje przypuszczenia będą słuszne :)
Buziaki, Maarit :*
Bardzo ciekawy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój styl pisania :D
Ojciec Carly wydaje się być spoko ;)
Urwałaś w najlepszym momencie...grrr xD
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ^^
Miło mi słyszeć takie pozytywne słowa :)
UsuńHaha, nie gniewaj się na mnie, musiałam skończyć w tym momencie :D
Dzięki za komentarz.
Buziaki, Maarit :*
Bardzo fajny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńKurde.. ciekawe kto to może być ;D
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. ;*
Wpadnij też do mnie jak masz chwilkę.
bezcelowe-marzenia.blogspot.com
Bardzo Ci dziękuję :)
UsuńDowiesz się już w następnym rozdziale kto to.
Wpadnę do Ciebie, właśnie będę się brać za czytanie.
Buziaki, Maarit :*
W sumie to, ponieważ mam chyba całkiem bliskie prawdy podejrzenia, co do osoby, która zaskoczyła Carly, to nie będę marudzić i narzekać, że przecież kończenie w takich momentach to największe katusze dla czytelnika :D
OdpowiedzUsuńCarly nadal świetnie dogaduje się z Robertem, wielkiej burzy nie było. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej, nie wiem, może to trochę za szybko? W końcu tak naprawdę nigdy wcześniej go nie spotkała i jednak w pewien sposób zranił i ją, i jej mamę. Tylko może to też wynikać z tego, że w rzeczywistości nigdy nie odczuwała wcześniej jego braku, bo miała swojego tatę. Także w pewnym sensie można to tym wyjaśnić... No i jej wrodzony optymizm, otwartość i łagodność też pewnie wiele tutaj znaczą.:D
Mhmm, zjadłabym tiramisu... I w ogóle ostatnio wszystko co włoskie mnie prześladuje, nawet tutaj xd
Czekam na cd.
Pozdrawiam!
Hahaha. Wybacz, że tak Cię katuję końcówką, autor czasem musi. Hihi :D
UsuńPomyślałam, że dość tragizmów i smutku miała Carly w swoim życiu, więc postanowiłam, że jej relacje z Robertem będą dobre. Niech zazna nieco szczęścia. Zresztą Robert jej wszystko wytłumaczył.:)
Nooo, tiramisu jest pycha.
Dziękuję Ci bardzo za komentarz.
Buziaki, Maarit :*
Wchodzę, żeby skomentować twój poprzedni rozdział (jak zwykle spóźniona), a tu już następny. Myślałam, że jednak będzie się trochę gorzej dogadywać z tatą, w końcu to zupełnie obcy człowiek. Lubię długie rozdziały, więc się tym w ogóle nie przejmuj. Sezon zachorowań się zaczął, więc zdrowia ci życzę. Kurcze mam nadzieję, że ojciec Carly będzie miał jaką tajemnicę czy coś - trochę dreszczyku. Świetny rozdział, w sam raz na niedzielne popołudnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam.
Oj tam spóźniona, ja też ciągle jestem spóźniona na swoim blogu i na innych, więc się nie przejmuj :)
UsuńDlaczego ma się źle dogadywać, widzę, że widzicie życie Carly tylko w pesymistycznych barwach :D Niech dziewczyna ma trochę szczęścia i spokoju.
Cieszę się, że podobał Ci się rozdziału.
Dziękuję za pozostawienie komentarza.
Buziaki, Maarit :*
Rozdział 2
OdpowiedzUsuńhttp://wiatriamy.blogspot.com/2014/01/rozdzia-drugi.html
Zaraz zacznę czytać twoje opowiadanie i skomentuje :)
Oki. Dzięki za info. Na pewno wpadnę :)
UsuńKto to byl ? Cos mi sie wydaje, ze Connor (nwm czy dobrze napisalam). Tak sie ciesze, ze Carly odnalazla swojego tate. Chcialam Cie baardzo przeprosic, ze nie komentuje, ale mozesz wiedziec, ze caly czas jestemz Tb ! Uwielbiam Twoje opowiadanie ;* uzaleznilam sie hehehe <3 zycze weny i duzo wolnego czasu ;* twoja ~sh!m!x~ ;*
OdpowiedzUsuńNie masz mnie za co przepraszać, naprawdę :)
UsuńA zobaczysz w następnym rozdziale kto to taki. Hihi
Haha. Mam nadzieję, że to uzależnienie jest pozytywne, a nie negatywne. Że nie szkodzi Twojemu zdrowiu :D
Dziękuję Ci bardzo za komentarz, cieszę się, że mam takich czytelników.
Buziaki, Maarit :*
No nie.. wydawało mi się, że komentowałam ten rozdział a tu jednak nie..
OdpowiedzUsuńWięc tak! Straszne cieszy mnie to, że Clary tak dobrze układa się z ojcem. Jest on całkiem spoko :)
Świetnie że Robert zaprosił je do zwiedzania jego wytwórni. Obstawiam że Clary zobaczyłam któregoś z chłopców z 30STM :)
Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział :)
Noo, wreszcie osoba, która się cieszy, że dobrych relacji Carly z ojcem i nie dziwi ją to. Haha :D
UsuńOkaże się, czy Twoje obawy się sprawdzą :)
Dzięki za komentarz, jest on dla mnie naprawdę ważny.
Buziaki, Maarit :*