niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 3


Dwa dni później

   - Drrryń!! – Ze snu wybudził mnie mój „kochany” budzik. Ręką próbowałam go wymacać na stoliku obok, lecz nie wychodziło mi to najlepiej. W końcu trafiłam na zabójcę snów.
   - Nareszcie – powiedziałam do siebie i opadłam z powrotem na łóżko. Leżałam na brzuchu. Nie miałam sił, kompletnie nie chciało mi się podnieść tyłka. Najchętniej zostałabym w nim do południu. Jednak moje lenistwo przerwała mama. Zawsze sprawdzała czy wstałam.
   - Carly, a ty jeszcze w łóżku? Raz dwa wstawaj!
   - Oj mamuś, przecież zaraz wstanę – powiedziałam i odwróciłam głowę w drugą stronę.
   - Zaraz wstanę, zaraz wstanę. Znam te teksty. A potem ledwo wyrabiasz się do szkoły. Już, wstawaj!
   - Jeszcze minutkę
   - Nie ma – odparła i w tej samej chwili zdarła ze mnie kołdrę. Momentalnie poczułam chłód na ciele. Na skórze pojawiła się gęsia skórka. W ciągu sekundy się rozbudziłam, tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
   - To było nie fair – wymamrotałam.
   - Dobra, dobra. Jakiś sposób trzeba mieć na mojego śpiocha. Ogarnij się i zejdź na śniadanie. – W tym momencie wyszła. A ja jak zwykle zostałam ze swym codziennym, porannym dylematem – w co się ubrać. Wyszłam na chwilę na balkon, by przekonać się co do pogody. Była ona typowa dla Londynu. Pochmurno i dość chłodno. Wróciłam szybko do pokoju, gdyż zrobiło mi się zimno. Otworzyłam szafę. Popatrzyłam na półki od góry do dołu. Zdecydowałam się na czarne rurki i czerwoną koszulę flanelową w kratę. Na co dzień lubiłam ciuchy na luzie, wygodne. Nienawidzę bluzek i innych ubrań (z wyjątkiem spodni), które się opinają. One mnie ograniczają, nie czuję się w nich swobodnie. Z gotowym zestawem ruszyłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak jakieś czupiradło. Każdy włos w inną stronę. Sięgnęłam więc po szczotkę i oporządziłam tego potwora na głowie. Maznęłam delikatnie tuszem rzęsy i byłam gotowa. Psiknęłam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i zeszłam na dół. Po kuchni rozlegał się zapach tostów i świeżo parzonej kawy.
   - No nareszcie jesteś. Zjadaj szybko i wychodź. Jest już 7:30 – powiedziała mama i podsunęła mi talerz z tostami i dżemem malinowym (moim ulubionym). Szybko zjadłam dwa tosty, wzięłam łyk kawy i skierowałam się do wyjścia. Założyłam trampki za kostkę, dałam mamie całusa w policzek i szybkim krokiem ruszyłam na przystanek. W tym samym momencie kiedy przyszłam, przyjechał mój autobus.
   Jak zwykle dotarłam do szkoły 5 minut przed dzwonkiem. Przywitałam się po drodze ze znajomymi i wybrałam się na lekcję angielskiego,
   Dzień w szkole mijał mi wyjątkowo szybko. Wreszcie nadszedł czas na lunch. Na lekcji strasznie burczało mi w brzuchu, bałam się, że inni będą słyszeć te odgłosy. Usiadłam z Jace i dwiema innymi koleżankami – Roxy i Melanie. 
   - Connor jakoś dziwnie się zachowuje, ciągle na ciebie patrzy. – Schyliła się Jace i wyszeptała mi do ucha.
   - Wydaje ci się – odpowiedziałam.
   - No nie no, ślepa nie jestem. – W sumie mnie to nie obchodziło. Nie spotykaliśmy się, mimo iż chodzimy do tej samej szkoły, rzadko kiedy na siebie wpadamy. Jeżeli jednak do tego dochodzi, udajemy, że się nie widzimy, że jesteśmy jak powietrze. Zachowujemy się tak, jakbyśmy się w ogóle nie znali.
- I tak mam to głęboko w dupie – odparłam, lecz mimo tego spojrzałam w jego stronę. Ciekawość wzięła górę. Rzeczywiście jego wzrok co jakiś czas kierował się w moim kierunku. Ale dlaczego? Po co? Tyle pytań przewalało się przez moją głowę. Connor chyba zauważył, że mu się  przyglądam, gdyż uśmiechnął się do mnie. A właściwie wyszczerzył swoje białe, równiutkie ząbki, które przy padającym na nie świetle, aż błyszczały. Szybko odwróciłam głowę. Nie chciałam, żeby sobie coś pomyślał.  Dodatkowo uratował mnie dzwonek. Wzięłam więc plecak i poszłam do sali, w której teraz miałam mieć lekcję.
   Od tej pory czas strasznie mi się dłużył. A jeszcze do tego nie mogłam się kompletnie skupić. Przed oczami cały czas miałam sytuację ze stołówki. Przez myśli przewijało się mnóstwo pytań i teorii.
   - Panno Winter! – Z rozmyślań wyrwało mnie wołanie mojego nazwiska, przez profesora Hanberga, nauczyciela matematyki.
   - Tak panie profesorze? – spytałam lekko zdezorientowana. Kompletnie nie wiedziałam o czym mówili i co robili. Przez większość dotychczasowej lekcji zupełnie odcięłam się od rzeczywistości. Błąkałam po krainie myśli.
   - Może ty powiesz nam jak zrobić to zadanie, widzę, że jesteś bardzo zainteresowana lekcją. – W jego głosie dało się wyczuć sarkazm.
   - Ja… ja bardzo przepraszam, ale nie wiem o jakie zadanie chodzi. Strasznie boli mnie głowa i to nie daje mi się skupić na lekcji. – Wymyśliłam na poczekaniu jakieś kłamstewko. Miałam nadzieję, że to zamydli mu oczy i da mi spokój.
   - No dobrze. Właśnie widzę, że jesteś jakaś nieobecna. Zawsze robisz zadania szybciej niż my. Może powinnaś pójść do pielęgniarki, dała by ci jakiś proszek. – Rybka połknęła haczyk. Pan Hanberg należał do grona starszych pedagogów, dzięki czemu łatwiej wierzył w takie bajeczki. Może to was zaskoczy, ale lubię matematykę. Zawsze robię na lekcji kilka zadań w przód. Przynajmniej potem nie mam pracy domowej, taki plus.
   - Nie, nie trzeba. Wytrzymam
   - Jak chcesz. Dobrze, wróćmy do naszego zadania…. – Wzięłam długopis do ręki i zaczęłam udawać, że robię jakieś zadanie w zeszycie. Wreszcie zadzwonił dzwonek. Jeszcze tylko jedna lekcja – pomyślałam.
   Nareszcie koniec. Ten dzień był strasznie męczący i długi. A pomyśleć, że to dopiero początek tygodnia. 
   - Carly, może cię podwieźć? – Szłam właśnie szkolnym parkingiem, gdy usłyszałam swoje imię. To Jace stała koło swojego samochodu i proponowała mi podwózkę.
   - A wiesz, chętnie skorzystam – odpowiedziałam i ruszyłam w jej stronę.
   - No to wsiadaj….  Kurczę, muszę na chwilę wrócić do szkoły. Zostawiłam słuchawki w szafce. Zaczekaj, zajmie mi to chwilę. – Postanowiłam poczekać na nią przed autem i powdychać jeszcze świeżego powietrza. Jace zniknęła za drzwiami wejściowymi do budynku. Porozglądałam się po parkingu. Zauważyłam go. On mnie chyba też, bo zaczął iść w moim kierunku. Serce zaczęło mi bić jak głupie, jakby chciało wyskoczyć. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Jego osoba dzisiaj mnie prześladowała. Nie zdziwię się, jak mi się przyśni. Był już w połowie drogi do mnie, znowu na twarzy miał ten swój głupkowaty uśmieszek. Ręką przeczesał swoje, blond włosy. Miałam ochotę uciec, pobiec jak najdalej stamtąd. Lecz i tak nie byłabym wstanie tego zrobić, gdyż moje nogi nie chciały ani drgnąć. Tak jakby stały się kamiennym posągiem. Spojrzałam błagalnym wzrokiem na drzwi, w których nie dawno zniknęła moja koleżanka. Zamknęłam oczy. Błagam cię Jace, wyjdź już. Ratuj mnie. – Pomyślałam. Kiedy  je otworzyłam kamień spadł mi z serca. Na horyzoncie ukazała się Jace. Uśmiechnęłam się do siebie. W tym samym momencie Connor się odwrócił. Widząc moją znajomą, zrezygnował z wycieczki do mnie. Obrócił się i skierował do swojego auta. Chwilę później już go nie było.
   - Hej. Czemu nie weszłaś do samochodu? – spytała mnie.
   - A tak jakoś. Chciałam jeszcze powdychać świeżego powietrza
   - Czasem jesteś dziwna, naprawdę. – Uśmiechnęła się do mnie, a ja odpowiedziałam jej tym samym, tylko bardziej sztucznym, udawanym.
   Po drodze były duże korki. Więc czas powrotu do domu zajął nam nieco dłużej.
   - A właśnie Carly. Ciągle zapominam cię spytać. Czemu tak zniknęłaś wtedy jak byłyśmy w klubie? – Od razu powróciły niemiłe wspomnienia z sobotniego wieczoru.
   - Źle się poczułam. – Skłamałam. Nie chciałam jej opowiadać o tym, co się stało. Dla niej to normalka, ale dla mnie nie.
   - Aha. A ja spędziłam resztę wieczoru w bardzo miłym towarzystwie. – Oho, zaraz się zacznie opowiadanie o tym, jak to wspaniała Jace poderwała przystojniaka, a potem się z nim przespała.
   - Pamiętasz tego chłopaka, który poprosił mnie do tańca, gdy siedziałyśmy przy barze?
   - Yhy – odpowiedziałam od niechcenia.
   - No, no to sobie tak tańczyliśmy. Z każdy piosenką coraz odważniej. Potem zaproponował mi drinka. Znów wróciliśmy na parkiet, lecz tym razem bardziej z boku, bliżej ściany. W pewnym momencie nasze twarze były bardzo blisko siebie, no i tak wyszło, że zaczęliśmy się całować. Z każdym zetknięciem się ust coraz namiętniej. Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele. Zaczęliśmy się kierować do łazienki, na mały numerek i….
   - Dobra, bez szczegółów Jace. – Przerwałam jej chaotyczną opowieść. Nie miałam ochoty słuchać jak to się ona kochała z jakimś nieznajomym w ciasnym kiblu.  Z drugiej strony jej zazdrościłam. Jestem tak naprawdę pudełkiem, którego wierzchnie opakowanie nie pasuje do tego co jest w środku. Mówię, że nienawidzę facetów i nie wiem czy kiedykolwiek jakiegoś jeszcze pokocham, zaufam. Lecz w głębi serce pragnę bliskości drugiej osoby, pragnę znowu poczuć się kochana, potrzebna. Chciałabym, żeby ktoś wyszeptał mi do ucha to zwykłe Kocham Cię. Ale to wszystko nie jest takie łatwe. Wiem, że minęło pół roku od tej nieszczęsnej zdrady, lecz takie wydarzenia zagnieżdżają się głęboko w duszy. Ból zostaje. Zmniejsza się z czasem, lecz jest jak mały ogień, taka iskra, która daje o sobie znać. Mam nadzieję, że kiedyś się od niego uwolnię.
   - Jesteśmy – oznajmiła Jace. Nawet nie wiem kiedy dotarłyśmy pod mój dom.
   - Dzięki za podwózkę. Do jutra
   - Pa
   Sięgnęłam po klucze do plecaka i otworzyłam drzwi wejściowe.
   - Jestem! – krzyknęłam.
   - W samą porę. Właśnie zrobiłam obiad – powiedziała mama.
   - Mmm, pięknie pachnie. Co to?
   - A zwykłe spaghetti Bolognese. Siadaj i nakładaj sobie. – Nałożyłam sobie sporą porcję makaronu, sosu i startego sera.
   - A taty jak zwykle nie ma? – spytałam.
   - No nie ma, nie ma. Mają jakiś ważny projekt, który muszą dzisiaj dokończyć. – No tak, po co się pytałam. Przecież odpowiedź była oczywista. Mój tata pracuje jako architekt w jednej z firm. Ciągle ma jakieś projekty, wyjazdy. Tak naprawdę, gdyby nie zdjęcia porozstawiane po szafkach, zapomniałabym jak on wygląda. Prawie w ogóle go nie widywałam. Po jakimś czasie przestało mi nawet na tym zależeć. Ale żal było mi mamy, która musiała spędzać samotnie dnie.
   - Pyszne mamuś. Jesteś moją mistrzynią. Bardzo dziękuję. To ja pójdę do siebie. – Gdy byłam na górze, włączyłam czat. W między czasie poszłam wziąć szybki prysznic. Chłodna woda ociekała po moim nagim ciele. Na skórze pojawiła się gęsia skórka, która sprawiała mi przyjemność. Poczułam odprężenie i świeżość. Gdy wróciłam do pokoju, na ekranie mojego laptopa mrygała koperta, co oznaczało, że dostałam wiadomość. Usiadłam więc na łóżku i położyłam laptopa na kolanach. Weszłam w nią. No tak, mogłam spodziewać się od kogo ją dostałam...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   Hej. Na początku chciałabym powitać wszystkich, nowych obserwatorów. Jest mi niezmiernie miło. Dziękuję również, za liczbę komentarzy pod ostatnim postem. Cieszę się, że ktoś to czyta :)
Dodaje 3 rozdział z lekkim opóźnieniem. Miałam go dodać w piątek, ale czułam się okropnie. Brzuch tak mnie bolał, że nie miałam sił, ani ochoty, żeby odpalić komputer. Ale dzisiaj jest już o wiele lepiej, więc pojawił się. Mam nadzieję, że wam się spodobał. Nie jest on może jakiś wybitny, no ale zobaczymy co o nim powiecie. Przepraszam, za jakiekolwiek błędy, niestety są one nieuniknione :)
Pozdrawiam, Maarit.

PS. Z góry przepraszam Nieujarzmioną Marzycielkę, za to, że znów pojawiły się w rozdziale tak przez nią zwane - zapychacze. Nie udało mi się z nimi rozstać :) Niestety.

11 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdzial ;)
    Ciekawe co jest napisane w tej wiadomości :D
    Czekam na kolejny
    Pozdrawiam :*
    + dziękuje za komentarz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. Nie masz za co dziękować :)
      Pozdrawiam, Maarit

      Usuń
    2. Zapraszam na 2 rozdział http://i-will-give-you-everything.blogspot.com/

      Usuń
  2. Świetne ! Mogłabyś wejść na tego bloga http://therenothinglikeu.blogspot.com/ i zostawić komentarz . Wiele to dla mnie znaczy i z góry dziękuję . ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. W wolnej chwili wpadnę do Ciebie. Obiecuję :)

      Usuń
  3. Kilka interpunktów i PAMIĘTAJ,W POPRZEDNIM KOMENTARZU PISAŁAM - NUMERY, CYFRY - SŁOOOWNIE!
    ogólnie nic się nie działo, nie mam czego za bardzo komentować, zapychacze były - wybaczam, rozumiem, że jeszcze wprawki nie masz, co do pisania, więc takie rzeczy dla Ciebie muszą się pojawiać:) Ogólnie rzecz biorąc, czyżby Conor był naszym tajemniczym przystojniakiem?:3
    Czekam na następny:) I zapraszuję do siebie na nowy rozdziallo:3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, te numery słownie. Ale mam rozdziały napisane na zapas i zapomniałam to poprawić. Mimo, iż za każdym razem czytam to, co dodaje kilkakrotnie, to tak jakoś wypadły mi z głowy te cyferki :) Następnym razem postaram się poprawić. Nie mogę nic powiedzieć o tajemniczym przystojniaku, wszystko wyjdzie z rozwojem akcji ;)
      Postaram się jak najszybciej wpaść do Ciebie. Pozdrawiam, Maarit :)

      Usuń
  4. Hej.
    Przepraszam za to, że tak późno ale mój zamulony komputer mnie denerwuje. Rozdział jak zawsze spoko. Akcja powoli się rozkręca jak widzę. Ciekawe o czym napisał przystojniak.
    Życzę dużo weny <3
    Pozdrawiam, Aleks <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, rozumiem. Cieszę się, że wpadłaś :) Dzięki za komentarz. Jak zawsze miły ;)
      Pozdrawiam, Maarit

      Usuń
  5. Cześć młoda :)
    Chciałabym cię zaprosić na mojego bloga gdzie pojawił się rozdział ... w końcu co nie ? hehe.
    PS> kiedy coś dodasz ?
    Pozdrawiam, Aleks <3

    OdpowiedzUsuń