niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 40



Cztery dni później. Piątek
Perspektywa Carly

    Ta noc była bogata w przemyślenia i sny przepełnione jego osobą. Kto by pomyślał, że zwykłe lubię cię do osoby z internetu zamieni się w coś więcej. Od naszego ostatniego spotkania każdy wieczór składa się z miliona myśli dotyczących jego. Każdego ranka budzę się z uśmiechem na ustach. Jestem szczęśliwa, ale gdzieś w głębi serca kryje się nutka niepewności i czymś w rodzaju strachu. Przed czym? Przed odrzuceniem lub zranieniem. A co jeśli on liczy tylko na przyjaźń? Co jeśli mu się w ogóle nie podobam? To tysiące pytań, którymi zadręczam się każdego dnia. Podoba mi się, a nawet czuję do niego coś więcej. Chyba, że to zwykłe zauroczenie, które mylę z miłością. Wiem jedno, dawno się tak nie czułam. On jest kolejnym promykiem, który rozświetla moje życie każdego dnia. Pozostałymi są moi przyjaciele, którzy wspólnie tworzą krąg, zwany słońcem. Bez nich wszystkich, mój świat w dalszym ciągu byłby w kolorach szarości, a smutek i ból towarzyszyłby mi cały czas. Przyjaciele, to najlepszy odwyk. W wolnym tempie zjadałam płatki z mlekiem, gdy zawibrował mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, a na ukazujący się napis, moje usta wygięły się w największy uśmiech, zaś w środku poczułam przyjemne ciepło.

Od Luke:
Hej masz jakieś plany na wieczór? :)

Do Luke:
Moimi planami jest brak planów. Haha :D
A co?

Od Luke:
Co powiesz na spotkanko?

Na samą myśl spotkania się z nim, moje serce zaczęło bić jak szalone.

Do Luke:
Bardzo chętnie. A gdzie i o której?

Od Luke:
Może poszlibyśmy na pizzę i na spacer.
Co Ty na to? ;)

Do Luke:
Bardzo chętnie :)

Od Luke:
Ok. To bądź gotowa na 18:00.
Przyjdę po Ciebie.
Do zobaczenia ;)

Euforia rozrywała mnie od środka. Miałam ochotę skakać i tańczyć. Spojrzałam na zegarek. Jejku, to jeszcze sześć godzin – pomyślałam. Miałam bardzo dużo czasu, mogłam nawet powiedzieć, że zbyt dużo. Czułam się trochę jak dziecko, które nie może się doczekać rozpakowywania prezentów po wigilijnej kolacji. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo inaczej nie wytrzymam – kolejna myśl przeszła przez moją głowę. Postanowiłam wybrać się na zakupy z Emmą. Po napisaniu do niej smsa od razu otrzymałam wiadomość zwrotną ze zgodą na taki wypad. Przebrałam się z piżamy i wyszłam na przystanek, na którym się umówiłyśmy.
    Ostatnio pogoda w Londynie mnie zadziwiała. Cały czas świeci słońce. Mam wrażenie, że zmieniła się wraz z moim nastrojem, ale wiem, że to głupie. W ustalonym miejscu stała już moja przyjaciółka. Podeszłam do niej i przywitałam przyjacielskim uściskiem.
    - Kochana, ale promieniejesz. I te twoje iskierki w oczach. Mówiłam, że się zakochałaś – powiedziała. Ja lekko spuściłam głowę, a na moich policzkach ukazały się delikatne rumieńce.  – Ej, nie chowaj głowy, przecież to i tak jest już wiadome. – Kolejne słowa padły z jej ust, a z gardła wydobył się cichy chichot.
    - To aż tak widać? – spytałam lekko speszona.
    - Noo. Gdybyś była żarówką, to byś rozświetliła całą ulicę. – Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. W tej samej chwili przyjechał autobus, do którego wsiadłyśmy. Z przodu była dwa wolne miejsca, więc usiadłyśmy tam.
    - Dobrze. Przyznaję się. Coś do niego poczułam. Cały czas w mojej głowie przelatują myśli na jego temat. Nieraz wracam do naszych spotkań i rozmów. Chyba wpadłam no. Dawno się tak nie czułam – powiedziałam.
    - No i dobrze. Jesteś szczęśliwa i to jest najważniejsze. A ty jemu też się na pewno podobasz, bo niezła z ciebie laska i o wspaniałym charakterze.
    - No byłoby fajnie, bo najgorsze co może być, to nieodwzajemniona miłość.
    - Nie martw się na zapas, nie myśl o tym teraz. Ciesz się chwilą i korzystaj z niej jak najwięcej. Trzeba myśleć pozytywnie. I nic nie planuj, żyj na spontana. Bo najlepsze chwile, to te spontaniczne. – Puściła mi oczko.
    - Może masz rację. Za dużo myślę. Muszę wyluzować.
    Cały czas myślałam nad słowami Emmy. Ona chyba rzeczywiście ma rację. Cały czas rozmyślam, zamartwiam się na zapas. Muszę wziąć głęboki wdech i następnie wypuścić z siebie wszelkie negatywne myśli. Trzeba być optymistą. Jak to mówią -„Łap szczęście za ogon i duś jak cytrynkę”.
    Nasze zakupy zajęły nam dwie godziny. Kupiłam sobie nową parę szortów, bluzkę i parę dodatków. W sumie nie jechałam tu w celu kupienia czegoś. Moim jedynym celem było zabicie czasu. Na zakończenie wybrałyśmy się na kawę. Emma opowiedziała mi o jej spotkaniu z rodzicami Adama. Widać, że ich związek się rozwija. Mówiła, że to bardzo mili i ciepli ludzie. Zgadzam się z nią całkowicie. Miałam okazję przecież widzieć się z nimi nieraz gdy byłam w Polsce. To rzeczywiście wspaniałe osoby. No, w końcu Adam ma to po kimś. Moja przyjaciółka wspólnie z nim tworzy piękną parę. Pasują do siebie, a ja wiem, że on jej nie skrzywdzi. To porządny chłopak i tacy powinni być wszyscy. On jest trochę takim wyjątkiem wśród osób w jego wieku. Jest dojrzalszy, czuły, spokojny, chociaż poczuciem humoru to on może się pochwalić. Czasem miewa szalone pomysły, lecz nie są one szkodliwe. Coś tak czuję, że ich miłość będzie długo trwała. Ale jak będzie, to czas pokaże.
    Gdy weszłam do domu, było po piętnastej. Co oznaczało jeszcze trzy godziny do spotkania. Mama i tata byli w pracy, więc byłam skazana na zjedzenie obiadu w samotności. Lubiłam gotować, chyba odziedziczyłam to po mamie. Co do mojego ojca, ostatnio nie było go w domu coraz częściej. Widziałam jak to bolało mamę. Było mi jej naprawdę szkoda, ja już dawno pogodziłam się z rzadkim przebywaniu jego w domu. Lecz ona nie mogła się z tym pogodzić. Starała się na to nie reagować, przyjmować to normalnie do wiadomości. Ale w głębi duszy krzyczała i miała tego dość. Jej spokojny charakter nie pozwalał jej jednak na żaden wybuch. Podziwiam ją za to. Ja bym dawno powiedziała mu co myślę. A co do Roberta, to utrzymujemy kontakt. Często do mnie dzwoni, pyta co u mnie. Czasem mam wrażenie, że on wie lepiej co u mnie, niż mężczyzna który mnie wychowywał.
    Po zjedzeniu i umyciu głowy, naszedł czas na wybranie stroju. Postanowiłam tym razem ubrać się nieco bardziej wyjściowo i dziewczęco. Z szafy wyciągnęłam moją ulubioną, koronkową sukienkę w łososiowym kolorze. Do tego krótką, jeansową kurteczkę i czarne baleriny. Uznałam, że w butach na obcasach byłoby mi zbytnio niewygodnie. Zresztą nie chciałam się aż tak stroić. Położyłam zestaw na łóżku i zabrałam się za suszenie włosów. Nie chciałam ich spinać. Zdecydowałam się zostawić je rozpuszczone.
    Zmatowiłam twarz kremem i pomalowałam rzęsy tuszem. Na koniec przejechałam po ustach bezbarwną pomadką. Jak zwykle w tym zestawie wyglądałam nieźle. Są to ubrania, w których czuję się dobrze. Usłyszałam dzwonek. Chwyciłam torebkę, rzuciłam ostatnie spojrzenie w lustrze i niemalże biegiem zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi i ujrzałam za nimi chłopaka, na widok którego moje serce waliło jak młot. Uśmiechnęłam się do niego.
    - Hej. Ja jestem gotowa.
    - Hej. Wyglądasz ślicznie – powiedział, jednocześnie wodząc wzrokiem po całej, mojej sylwetce, przez co się zarumieniłam.
    - Ty też wyglądasz nieźle. – Tym razem był ubrany inaczej niż zwykle. Na nogach miał czarne spodnie, jego tors okrywał biały podkoszulek, a ramiona przykrywała granatowa marynarka. Był naprawdę przystojny. Podobają mi się chłopcy w marynarkach. Uważam, że wyglądają wtedy seksownie. Nawet nie wiem kiedy przygryzłam wargę.
    - Dzięki. No to chodźmy. – Użyczył mi swojego ramienia i ruszyliśmy. Do moich nozdrzy dostał się wspaniały zapach jego perfum. Aż zachęcał by się do niego przytulić, ale nie mogłam tego zrobić, bo uznałby mnie za wariatkę.
    Po jakiś dziesięciu minutach dotarliśmy pod pizzerię w kameralnym miejscu. Z zewnątrz zachęcała do wejścia, a aromaty wydobywające się z jej wnętrza tym bardziej mówiły zapraszamy. Zajęliśmy miejsce na zewnątrz w tak zwanym ogródku. Luke jak na gentelmana przystało, odsunął mi krzesło i przysunął do stolika, a dopiero później zajął swoje miejsce. Kelnerka przyniosła nam menu i po chwili zaczęliśmy je wertować. Postanowiliśmy wziąć jedną dużą pizzę na współkę i do tego dwie cole.
    Gdy przyniesiono nasze zamówienie, od razu wzięliśmy się za konsumowanie. Tak smakowicie wyglądała i pachniała. Wzięłam pierwszy kęs i nie mogłam go porządnie ugryźć ze względu na ser, który się ciągnął i ciągnął. Nie uszło to uwadze Luke’a, który zaczął się śmiać. Gdy w końcu udało mi się odgryź kawałek, to sama chichotałam.
    - Dobry ser, że tak się ciągnie. A ty się tak nie śmiej, bo sam będziesz miał tak samo, zobaczysz – powiedziałam.
    - Nie będę, bo mam ostrzejsze zęby. – Zachichotał.
    - To zobaczymy. – Pokazałam mu język dla żartów. Chwilę później sam miał taką samą sytuację jak ja i wtedy wybuchłam śmiechem.
    - I co? Chyba sobie kiepsko zaostrzyłeś te ząbki. – Nie mogłam przestać się śmiać.
    - Muszę zmienić ostrzałkę. – Puścił mi oczko. Wzięłam kolejny kęs.
    - Masz sos pomidorowy w kąciku ust – powiedział. Wzięłam serwetkę i próbowałam zetrzeć go. Lecz niezbyt mi to wychodziło.
    - Daj pomogę ci. – Nachylił się nade mną i wyjmując chusteczkę z mojej ręki, wytarł odpowiednie miejsce. Przez chwilę zostaliśmy w tej pozycji patrząc sobie w oczy. Czułam jak moje policzki mnie palą.
    - Dziękuję – powiedziałam, przerywając tym samym tę chwilę. On się do mnie uśmiechnął.
    Przez cały czas spędzony w pizzerii ani na chwilę nie opuszczało nas poczucie humoru. Cały czas chichotaliśmy. Luke opowiadał mi dużo historyjek ze swojego życia i kawałów, przez co po jakimś czasie moje usta i brzuch zaczęły mnie boleć od ciągłego śmiania się. Po zapłaceniu udaliśmy się na spacer. Trochę ruchu się przyda, tak się najadłam. Powinnam zjeść mniej na obiad. No ale cóż, mój błąd.
    - Ale się najadłam – powiedziałam.
    - No ja też. A jeszcze przed wyjściem jadłem jogurt. – Uśmiechnął się. Na sposób w jaki układały się jego usta, mogłabym patrzeć cały czas. I jeszcze te słodkie dołeczki, które za każdym razem pojawiają się na jego policzkach, gdy tylko jego wargi ustawiają się w podkówkę.
    - To gdzie się wybieramy teraz? – spytałam.
    - A niespodzianka – odpowiedział.
    - Znowu?
    - A co, nie podobają ci się? – zadał pytanie.
    - Nie no są miłe, ale wolałabym wiedzieć dokąd to idziemy.
    - Zaraz będziemy na miejscu, to się przekonasz – odparł.
    - Jesteś niedobry. – Udałam, że się focham.
    - Trudno. – Pokazał mi język.
    Po jakimś czasie dotarliśmy pod… Pod London Eye.
    - Co ty na to? – spytał.
    - London Eye zawsze chętnie. W sumie nigdy nie byłam tutaj o tej porze – odpowiedziałam.
    - No widzisz, no to teraz będziesz miała okazję. – Znowu posłał w moją stronę uroczy uśmiech. – Chodź. – Chwycił mnie za rękę i od razu moje tętno przyśpieszyło. Gdy kupiliśmy bilety weszliśmy do wagoniku. Ku mojemu zdziwieniu nikogo oprócz nas w nim nie było. W sumie nic dziwnego, więcej ludzi jest tutaj w dzień, a nie pod wieczór. Po chwili cały mechanizm ruszył. Gdy zatrzymaliśmy się na górze, moim oczom ukazał się piękny zachód słońca i panorama miasta.
    - Jeju, jak pięknie. Czemu ja nigdy nie byłam tutaj o tej porze. To wygląda magicznie. – Oparłam dłonie o barierkę i cały czas przyglądałam się widokowi za szybą. Za chwilę Luke stanął obok mnie. Po chwili poczułam jego dłoń na swojej. Miałam wrażenie, że jego spojrzenie nie było zwrócone w tym samym kierunku co ja. On patrzył prosto na moją osobę, jego oczy aż paliły, przeszywały mnie całą. Delikatnie obróciłam głowę w jego stronę. Nasze oczy się spotkały. Przez moment  wpatrywaliśmy się prosto w siebie. Jego twarz zbliżała się do mojej, a moje serce mało co nie dostawało zawału. Bałam się, że zaraz wyskoczy z mojej piersi. Poczułam jego oddech przy swojej twarzy, a po chwili wargi, które zetknęły się z moimi. Odwzajemniłam ten gest z taką samą czułością co on. Na chwilę się do siebie odsunęliśmy, żeby zaraz ponownie złączyć swoje usta, tym razem w bardziej namiętnym pocałunku, który miał pokazać nasze uczucia. Założyłam ręce na jego szyję, a on swoje dłonie położył na mojej talii, tym samym przysuwając mnie bliżej siebie. Nasze języki tańczyły wspólny taniec, tak jakby wcześniej przećwiczyły choreografię. Czułam ciepło w sercu, a w moim brzuchu szalało stado motyli. Teraz byłam pewna, że to miłość. A co najważniejsze, odwzajemniona. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, lecz musieliśmy zaczerpnąć nieco powietrza. Rozłączyliśmy nasze spragnione wargi i oparliśmy się czołami.
    - Kocham cię Carly. Zakochałem się w tobie po uszy – wyszeptał.
    - Ja też cię kocham – powiedziałam, a następnie wtuliłam się w niego. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Jak mi brakowało bliskości i miłości. On jest wspaniałym. Nigdy bym nie pomyślała, że moim chłopakiem będzie osoba poznana w internecie. Usiedliśmy na ławeczce i wtuleni w siebie podziwialiśmy widok przed nami, co jakiś czas obdarowując się słodkimi buziakami. Między nami była cisza, lecz była to ta miła, niekrępująca. Nie potrzebowaliśmy słów, by opisać jak się czujemy. Nasze gesty mówiły same za siebie. Wystarczała nam nasza bliskość.
    Powolnym krokiem Luke odprowadził mnie do domu. Stanęliśmy na podjeździe.
    - To był najlepszy wieczór w moim życiu. Dziękuję – powiedziałam.
    - To ja dziękuję. – Wyszeptał mi do ucha.
    - Kocham cię. – Mówiąc to wtuliłam się w jego tors.
    - Ja ciebie bardziej. – Pocałował mnie, wlewając w to całe uczucie jakim mnie darzył. – Dobranoc skarbie. Śpij dobrze. – Dodał.
    - Dobranoc. – Dałam mu jeszcze krótkiego buziaka i udałam się do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i się o nie oparłam. Czułam, że jestem czerwona, szczęśliwa i na maksa zakochana. Weszłam do swojego pokoju. Zobaczyłam która godzina. Było po dwudziestej pierwszej, więc jeszcze mogłam zadzwonić do Emmy. Chwyciłam telefon i wybrałam numer.

E: Hej Carly.
C: Hej. Miałaś rację. Jestem zakochana i od dzisiaj twoja przyjaciółka ma chłopaka…

Następnego dnia

    Zeszłej nocy długo minęło, zanim zasnęłam. To wszystko od nadmiaru emocji. Postanowiłam odwiedzić Mike’a i podzielić się z nim nowiną. Powiedziałam mamie, że wychodzę i ruszyłam w stronę jego domu. Chciałam mu zrobić niespodziankę, więc nie informowałam go, że wpadnę.
    Po jakiś dwudziestu minutach byłam już pod jego mieszkaniem. Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po chwili w drzwiach zobaczyłam jego mamę.
    - O witaj Carly. Dawno cię u nas nie było. Wchodź –powiedziała, wskazując ręką na wnętrze domu.
    - Dzień dobry. A jakoś nie było kiedy wpaść. Jest Mike? – spytałam.
    - Jest. Siedzi w swoim pokoju z jakimś kolegą – odpowiedziała.
    - To może ja nie będę przeszkadzać – stwierdziłam.
    - Nie będziesz przeszkadzać. Mike na pewno się ucieszy, że przyszłaś. Trafisz do niego prawda? – spytała, a z jej ust nie schodził ciepły uśmiech. To miła kobieta.
    - Trafię. Dziękuję – Odwzajemniłam gest i poszłam na górę do jego czterech ścian. Nie pukałam, bo zawsze mówił, że mogę do niego wchodzić bez pukania, od tak. Więc od razu chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi.
   - Niespodzianka! – krzyknęłam i moja mina momentalnie z uśmiechniętej zmieniła się na inną. – Mike!? Co to ma znaczyć?
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Hej. Wybaczcie, że tak późno dodaję rozdział i że mam takie zeległości na Waszych blogach  :( Dobrze, że zbliżają się wakacje, to będę mogła regularnie komentować Wasze posty. Jest mi straszliwie głupio. Wiem, ciągle się powtarzam i pewnie myślićie o mnie niezbyt dobrze. Macie prawo do tego, mam u niektórych Was zaległości z miesiąc. Więc jaka ze mnie czytelniczka, mogę to śmiało powiedzieć - gówniana. W tym tygodniu postaram się nadrobić Wasze blogi. Jeszcze raz PRZEPRASZAM Was z całego serca ;( 
Co do tej końcówki, to miała być niespodzianka w tym rozdziale, ale postanowiłam Was jeszcze trochę potrzymać w niepewności o co chodzi. Wiem, jestem okropna.
Do napisania, Maarit :*


8 komentarzy:

  1. Weszłam na chwilę, żeby sprawdzić czy odpowiedziałaś na komentarz, a to nawet nowy rozdział. Bardzo miło.
    Connor? Na pewno nie Luke.
    Troszeczkę krótki, ale i tak miło się czytało i znowu romantyczne sceny, pierwsze pocałunki, motyle.. Gdzie faceci, który robią takie niespodzianki? Dzisiaj czytając to, co napisałaś, czułam się jakbym sama tam była. To chyba najlepsze co mogła powiedzieć ci czytelniczka.
    Och Maarit cóż powiedzieć? Miłość, miłość, a ja chora siedzę w domu.
    Pozdrawiam i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonasz się w następnym rozdziale o kogo to chodzi ;)
      No trochę romantyzmu i szczęścia musi być. Nie może być ciągle tak depresyjnie ;)
      Cieszę się, że czułaś się tak, jakbyś to Ty była na miejscu bohaterki. Ja też jak to pisałam miałam takie odczucie i czułam się szczęśliwa. Wlałam w to całe swoje serce, a muzyka, która w tamtym momencie leciała mi w uszach, jeszcze bardziej mi pomogła w napisaniu tego :)
      Miłość też można nazwać chorobą. Ja właśnie choruję na miłość niestety. I nie mogę się z niej wyleczyć...
      Dziękuję Ci za komentarz. Twoje słowa mają dla mnie dużą wartość.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  2. Piękny rozdział. Noo cudowny :D
    Fantastycznie, że zostali parą. Ale zgadzam się z poprzedniczką, że nie ma już takich chłopaków jak Luke.. wyginęli, albo zajęci albo... hahah. Nie ważne. Ważne, że nasza główna bohaterka szczęśliwa :) Muszę ci się przyznać, że nie przepadam za takimi opowiadaniami o szczęśliwej miłości itd (to pewnie przez ten mój sentyment do smutnych opowiadań), ale twoje naprawdę wciąga. Z resztą jeszcze pewnie nas zaskoczysz nie raz. Ale co do końcówki.. hmm to zastanawia mnie kto to może być. No trudno, zobaczymy.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    I życzę duużo weny . !!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tacy faceci są na tym świecie. Jeszcze bywają takie wyjątki. Trudno na nich trafić, ale istnieją. Trzeba tylko mieć szczęście :)
      Ja też nie lubię cukierkowych opowieści. Zresztą moje opowiadanie raczej przez większy czas było smutne i melancholijne. Dopiero teraz pojawiło się trochę szczęścia. Chcę pokazać w ten sposób, że życie ma dwie strony medalu. I że zawsze po burzy wychodzi słońce.
      Dziękuję Ci za komentarz. Miło mi się takie czyta.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  3. Pozyytywnaa
    Nie zgodzę się z Tobą, są tacy mężczyźni jak Luke, tylko ciężko ich znaleźć ale wierz mi są, wiem co mówię : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są są. Tylko trzeba dobrze poszukać, albo mieć po prostu szczęście ;)
      To, że trafiło się na dużą ilość dupków, nie znaczy, że tylko tacy chodzą po tym świecie :)

      Usuń
  4. Hejka młoda :)
    Wreszcie przeczytałam.
    Rozdział, jak zawsze wspaniały.
    <3 Jak ja kocham miłość !
    A Carly ma chłopaka ! A Carly ma chłopaka !
    Haha. Zaczyna mi odbijać.
    Cieszę się, że są razem. Mam tylko nadzieję, że Luke nie okaże się dupkiem.
    Osz, ty cholero ! Musiałaś kończyć w takim momencie ?!
    Pozdrawiam I całuję, Aleks <3
    PS. dzięki, że do mnie wpadłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej stara. Haha :D
      Cieszę się, że rozdział Ci się podoba. Miło mi :)
      Ano Carly ma chłopaka. Wreszcie ją dopadło szczęście ;)
      Musiałam skończyć w takim momencie. To było silniejsze ode mnie :P
      Dziękuję za komentarz.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń