czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 44

    Po jakiś dwudziestu minutach zeszła mama. Odświeżona wyglądała zdecydowanie lepiej, jednak opuchnięte oczy było widać mimo wszystko. W czasie gdy ona się ogarniała, ja zrobiłam śniadanie. Usiadła przy stole, a ja postawiłam jej przed nosem kubek z gorącą herbatę. Zrobiłam jajecznicę, bo na nic innego nie miałam pomysłu. Zasiadłam naprzeciwko niej.
    - Smacznego – powiedziałam.
    - Smacznego skarbie.
    - Dzwoniłam do twojej pracy. Dostałaś dwa tygodnie wolnego – odezwałam się.
    - Dobrze. Dziękuję i przepraszam za to jaka jestem teraz. To wszystko spadło na mnie tak nagle. – Złapała mnie za rękę.
    - Nie masz za co przepraszać. Rozumiem cię bardzo dobrze. Wiem co przechodzisz. – Ścisnęłam lekko jej dłoń.
    - Cieszę się, że mam taką wspaniałą córkę. – Posłała w moją stronę ciepły uśmiech.
    - Mamo, ostatnio poznałam mamę Luke’a, mojego chłopaka. No i ona zaprosiła nas na kolację. Bardzo by chciała cię poznać. Może wybrałybyśmy się, ty byś się trochę oderwała i ruszyła z domu. Co ty na to? – spytałam.
    - Wybacz Carly, ale jakoś nie mam ochoty na żadne wypady. Nie jestem w nastroju.
    - Ale takie wyjście dobrze by ci zrobiło.
    - I co, miałabym patrzeć na szczęśliwe małżeństwo, szczęśliwą rodzinę? – Jej oczy lekko się zaszkliły.
    - Oni nie są aż tak szczęśliwą rodziną. Ojciec Luke’a zmarł w wypadku samochodowym. Jego mama jest sama. – Mama była lekko zaskoczona moją odpowiedzią.
    - Przepraszam, nie wiedziałam.
    - Nie masz za co przepraszać – odparłam. – To jak z tą kolacją?
    - Przepraszam, ale na razie nie jestem gotowa. – Nic nie odpowiedziałam, tylko wzięłam się za dokończenie śniadania.
   
Kilka dni później. Piątek

    Mama przez te kilka dni płakała każdej nocy. W dzień udawała, że wszystko jest w porządku. Chciała udowodnić mi, że jest silna. Ale ja ją dobrze znam, zresztą przechodziłam to samo i wiem jak to jest. W dzień ubiera się maskę o nazwie Wszystko u mnie ok, a gdy zostanie się samemu, to zalewa się łzami, a myśli kotłują się w naszej głowie niczym burza. Jest mi żal mojej rodzicielki. Nie zasługuje na taki ból i cierpienie. To dobra kobieta, nie rozumiem czemu właśnie tacy ludzie cierpią najbardziej. I czemu niektórzy tak bardzo lubią ranić. Czy to im sprawia przyjemność, a może to rodzaj zabawy? Nie rozumiem tego i chyba nigdy nie zrozumiem. Mam tylko nadzieję, że tatę ktoś tak potraktuje, jak on nas.
    - Kochanie, ja się chyba przejdę na spacer. Świeże powietrze dobrze mi zrobi. W końcu od tego, feralnego wydarzenia nie wychodziłam z domu ani razu – odezwała się mama, a ja tym samym odwróciłam się od okna, w które wpatrywałam się przed chwilą. Mama wyglądała coraz lepiej, co mnie cieszyło. Jedynie oczy zdradzały jej nocne płacze.
    - Dobrze mamo, to świetny pomysł. Iść z tobą, czy chcesz pobyć sama? – spytałam.
    - Chcę trochę pobyć w samotności. To pa pa – powiedziała i wyszła. Wzięłam ze stolika kubek i udałam się do kuchni, by go umyć. Puściłam wodę z kranu i zaczęłam czyścić naczynie. Usłyszałam przekręcany kluczyk w drzwiach.
    - Szybki coś ten twój spacer. – Uśmiechnęłam się, jednocześnie wycierając ręce w ścierkę. Obróciłam się w stronę przedpokoju, ale nie zastałam w nim mamy, tylko ojca. Moja mina momentalnie zrzedła.
    - Co ty tu robisz!? – Podniosłam głos.
    - Przyszedłem po swoje rzeczy – odpowiedział.
    - Masz szczęście, że nie ma akurat w domu mamy, bo inaczej tak szybko jak znalazłeś się tutaj, tak samo szybko by cię tu nie było – powiedziałam wrogo.
    - Nie bądź dla mnie aż tak wroga. Spakuję się i zaraz mnie nie będzie. – I po prostu poszedł na górę. Zacisnęłam dłonie w pięści ze złości. To niesamowite, w jak krótkim czasie można kogoś znienawidzić. Nie umiałam się już do niego normalnie odzywać. Po prostu nie potrafiłam. Gdy go widziałam, automatycznie wytwarzał się we mnie jad.
    Po jakiś piętnastu minutach zszedł na dół z dwiema walizkami. Postawił je na podłodze i obrócił się w moją stronę. Podszedł do mnie, a ja od razu się odsunęłam krok do tyłu.
    - Carly, ty i mama zawsze będziecie dla mnie ważne. Zawsze będziesz moją, małą córeczką, a twoja mama będzie moją dużą miłością. Zawsze będzie dla was miejsce w moim sercu. Człowiek się zmienia, uczucia też. Nie mówię, że nie kocham twojej mamy, ale moje uczucie się trochę wypaliło. Serce mocniej zabiło dla kogo innego. Przepraszam, ale miłość nie wybiera.
    - Skończyłeś? – spytałam i przekręciłam głowę w inną stronę. W jego oczach widziałam skruchę, ale też odrobinę miłości.
    - Tak – wyszeptał.
    - Wiesz co, już bardziej wolałabym, żebyś zostawił mamę, a potem szukał sobie nowej miłości, niż zdradził ją. To byłoby mniej bolesne – powiedziałam i udałam się do przedpokoju, a on za mną. Chwycił swoje walizki i udał się do wyjścia.
    - Przepraszam. I pamiętaj, że zawsze będę was kochał – powiedział i wyszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi. Podeszłam do komody, na której stało nasze zdjęcie. Ja, mama i tata. Wszyscy byliśmy uśmiechnięci i szczęśliwi. Ta fotografia była robiona jeszcze w Polsce. Czy to wszystko prysło gdy przeprowadziliśmy się do Londynu? Czy gdybyśmy zostali w kraju, to nie doszło by do rozpadu małżeństwa moich rodziców? Te pytania ciągle zadawałam sobie w głowie. Czemu każde szczęście musi w końcu się skończyć? Nic nie trwa wiecznie, tak. Ale prawdziwa miłość powinna być na wieki, aż po grób. Z tego wynika, że te wszystkie przysięgi przed ołtarzem są nic nie warte. Zwykłe słowa, które ludzie przysięgają tylko dlatego, że tak trzeba. Chyba nikt nie zastanawia się nad ich wartością. Nikt nie ma pojęcia, co one oznaczają.
    Akurat na obiad przyszła moja mama.
    - Hej i jak było na spacerze?- spytałam.
    - Bardzo dobrze. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło. Mogłam trochę pomyśleć i odetchnąć – odpowiedziała.
    - Obiad gotowy – oznajmiłam.
    - Dobrze. Pójdę umyć ręce i zaraz będę.
    Poustawiałam talerze i sztućce, oraz garnek z zupą. Zrobiłam pomidorówkę. Mama teraz nic nie gotuje, a to znaczy, że nie jest najlepiej. Przecież ona kocha kuchcić. Mama usiadła naprzeciwko mnie.
    - Myślałam nad tym wyjściem na kolację do Luke’a i jego mamy – powiedziała moja rodzicielka.
    - I?
    - Może to rzeczywiście dobry pomysł, żebym ruszyła się z domu i trochę rozerwała.  
    - Czyli zgadzasz się na kolację? – zadałam pytanie z radością w głosie.
    - Zgadzam się. Przynajmniej poznam tego twojego chłopaka. Muszę wiedzieć z kim się spotykasz – odparła.
    - Dziękuję. – Podeszłam do niej i złożyłam całusa na jej poliku.
    - Ale za co córciu? – spytała lekko zdziwiona.
    - Że się zdecydowałaś i że powoli odżywasz. To ja pójdę zadzwonić.
    - Najpierw zjesz, a potem zatelefonujesz. – Jak powiedziała, tak zrobiłam.
    Niemalże wsunęłam zupę. Sama byłam w szoku, że w tak szybkim tempie ją zjadłam. Podziękowałam za obiad i udałam się do pokoju. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer mojego chłopaka.

L: Hej skarbie. Miło usłyszeć twój głos. Jak tam?
C: Hej misiu. Jakoś żyję. Ja też się za tobą stęskniłam. Słuchaj, rozmawiałam z moją mamą i zgodziła się na tę kolację u was.
L: Naprawdę, no to super. Czyli, że coraz lepiej z nią?
C: Mam taką nadzieję. Wiesz, codziennie słyszę jak płacze w nocy, ale z czasem jej to przejdzie.
L: To kiedy do nas wpadniecie? Może jutro? Będzie sobota, moja mama w soboty nie pracuje, więc idealnie. Co ty na to?
C: Świetny pomysł. Tylko o której?
L: Dam ci jeszcze znać, jak pogadam z mamą. Nie mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć.
C: Głuptasie, nie widzieliśmy się kilka dni, a ty aż tak się stęskniłeś?
L: No pewnie. Więc szykuj się na wytulenie i wycałowanie.
C: Z wielką przyjemnością. To ja też w takim razie nie mogę się doczekać. Buziaki.
L: Kocham cię. Pa pa
C: Ja ciebie też. Paaaa

Cmoknęłam do telefonu i rozłączyłam się. Zawsze po rozmowie z nim, na moją buzię wkradał się tak zwany banan. Uśmiechnięta udałam się w stronę sypialni mamy.
    - Dzwoniłam do Luke’a i na jutro jesteśmy umówione. – Spojrzałam na rodzicielkę. Stała przed szafą i szybko ocierała łzy z policzka.
    - Dobrze skarbie. – Odwróciła się szybko do okna, by ukryć swój stan. Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
    - Mamo czemu płaczesz? Przecież już było lepiej? – spytałam i pogłaskałam ją po plecach.
    - Był tu? – Wiedziałam o co mnie pyta, a raczej o kogo.
    - Był – odpowiedziałam nieco ciszej.
    - Czemu mi nie powiedziałaś? – zadała pytanie i usiadła na łóżku.
    - Nie chciałam, żebyś popsuła sobie humor. Jak zobaczyłam cię uśmiechniętą po spacerze, to byłam taka szczęśliwa. Gdybym ci powiedziała, wiedziałabym jak zareagujesz i że twój humor diametralnie ulegnie pogorszeniu.
    - Teraz w szafie jest tak pusto. – Wyszeptała.
    - Mamo, mogę ci zadać pytanie?
    - Możesz.
    - Czy to prawda, że przez cały ten czas, ty nadal coś czułaś do Roberta? – spytałam. Utkwiła wzrok w obrazie za oknem i delikatnie westchnęła.
    - Nie da się tak po prostu o kimś zapomnieć, wyrzucić go z serca. Szczególnie, jeżeli ta osoba dużo dla ciebie znaczy i kochasz ją z całych sił – odpowiedziała.
    - Czyli Robert to miłość twojego życia?
    - Chyba tak. Skoro nadal go kocham po tylu latach, to chyba to coś znaczy.
    - To czemu nie starałaś się nawiązać z nim kontaktu, czemu nie walczyłaś o tę miłość? – Kolejne pytanie padło z moich ust.
    - To nie takie łatwe kochanie. Czułam się odrzucona przez Roberta, zapomniana. Nie odzywał się, praca w Ameryce kompletnie go pochłonęła. Byłam rozżalona, każdy dzień przepłakiwałam. Tęskniłam za nim strasznie. I w tym czasie poznałam twojego ojca. On zaopiekował się mną, pozwolił mi o nim choć trochę zapomnieć. Nie walczyłam o miłość Roberta, bo byłam przekonana, że nic już dla niego nie znaczę, że o mnie zapomniał. I pokochałam twojego ojca, a on mnie. Dał mi uczucie, bezpieczeństwo i szczęście. Wiele mu zawdzięczam. Mało jaki facet chciałby być z ciężarną kobietą. A jemu to nie przeszkadzało, powiedział, że wychowa cię jak własną córkę i tak też zrobił. Kochał i kocha cię całym sercem. Ale owszem, nieraz łapałam się na myśleniu o Robercie. Zastanawiałam się co u niego, czy ułożył sobie życie. Trudny był dla mnie czas, gdy nas szukał. Przez chwilę miałam myśli czy się z nim nie spotkać. Ciągnęło mnie do niego. Był dla mnie jak taki magnez. Ale mimo wszystko jestem szczęśliwa, że byłam z twoim ojcem. Czasem się tylko zastanawiam jakby to było, gdybym była z Robertem. Ale to przeszłość, czasu nie cofnę. A nawet jeśli bym mogła, to nie wiem czy bym coś zmieniła. – Zakończyła swoją opowieść. Czyli przez cały ten okres ona kochała Roberta. Taka miłość jest niesamowita. Jednak to niezwykłe uczucie, skoro przez tak długi czas potrafi iskrzyć w naszym sercu. I proszę bardzo, nie wypaliło się, tak jak to mówił mój ojciec. Czemu? Bo prawdziwe uczucie się nie wypala. Ono trwa przez cały czas. Jest jak taki żarzący się węgielek, który nie chce wygasnąć.
    - Robert też cię kochał mamo i kocha nadal – powiedziałam, nawet nie wiem po co.
    - Może i tak, ale teraz to już nie ma znaczenia. Mimo wszystko cieszę się, że mam taki owoc naszej miłości przy sobie. – Ucałowała mnie w głowę. Porozmawiałyśmy jeszcze trochę i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
    Obudziłam się gdy usłyszałam dźwięk otrzymanego smsa. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zdałam sobie sprawę, że spałam w pokoju mamy, a na dworze zawitał nowy dzień. Chwyciłam telefon i weszłam w wiadomość:

Od Luke:
Hej kochanie. Kolacja u mnie
o 18:00. Kocham Cię <3

Do Luke:
Dobrze mój rycerzu ;)
Do zobaczenia :*
Ja też Cię kocham <3

Spojrzałam na drugą stronę łóżka, lecz nie było na nim mamy. Przetarłam oczy dłonią i powoli zeszłam na dół. Ku mojemu zaskoczeniu w kuchni stała mama i przygotowywała naleśniki.
    - Hej mamo. Widzę, że wracasz do siebie. – Cmoknęłam ją w policzek.
    - Gotowanie mnie uspokaja. To jak muzyka dla ciebie, mogę odciąć się od świata. Zapomnieć na chwilę o rzeczywistości – powiedziała.
    - Pięknie pachnie. Luke do mnie napisał. Kolacja będzie o 18 – oznajmiłam.
    - Może coś przygotuję. Co o tym myślisz? – spytała.
    - No można coś zrobić.
    - Tylko co? Coś wytrawnego czy raczej na słodko?
    - A może zrobisz tę, swoją przepyszną szarlotkę. Wiesz jak ją lubię. – Zrobiłam słodkie oczka. Szarlotka to moje ulubione ciasto. A na dodatek z rąk mamy, smakuje jak niebiański przysmak.
    - Ty to masz głowę. Świetny pomysł córcia. Siadaj, naleśniki gotowe. – Postawiła na stole talerz z kupką naleśników. Zajęłam miejsce i zabrałam się za jedzenie.
    Po całym domu rozchodził się wspaniały zapach pieczonego ciasta. Aż ślinka mi ciekła na samą myśl, że będę mogła go skosztować. Zostało nam półtorej godziny do kolacji.
    - Carly w co ja mam się ubrać? – spytała mama, kiedy stanęła w progu mojego pokoju.
    -  Normalnie. Mama Luke’a preferuje raczej kolację na luzie – odpowiedziałam.
    - Pomożesz?
    - No dobrze, chodź. – Wzięłam ją za rękę i udałyśmy się do jej szafy. Zrobiłam przegląd jej ubrań. W końcu wybrałam dla niej zestaw: jeansy,  czarna bokserka i na to beżowy żakiet. Swobodnie, a zarazem z nutą elegancji.
    - Do tego możesz włożyć buty na obcasie, będzie bardziej wyjściowo.
    - Dziękuję skarbie. – Przytuliła mnie, a ja wróciłam się do swojego królestwa. Wzięłam świeżą bieliznę i poszłam wziąć szybki prysznic.
    Odświeżona zajrzałam do własnej garderoby. Postanowiłam ubrać się dzisiaj bardziej dziewczęco. Zdecydowałam się na czarną sukienkę gorsetową na ramiączkach, w czerwone róże. Do tego wybrałam czarne sandałki i sweterek w delikatnie czerwonym kolorze. Nie lubiłam chodzić na obcasach, więc wolałam wziąć coś na płaskiej podeszwie. Włosy spięłam w niesfornego koka i zrobiłam sobie delikatny makijaż.
    Gotowe wyszłyśmy z domu i ruszyłyśmy w stronę posiadłości Luke’a. Na dworze wiał delikatne wiaterek, który uprzyjemniał spacer. Spojrzałam na mamę.
    - Bardzo ładnie wyglądasz mamuś – powiedziałam.
    - Dziękuję, ty też córciu. – Uśmiechnęła się do mnie
    Po jakiś dwudziestu minutach marszu, byłyśmy u celu. Zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzył nam mój chłopak. Był ubrany w ciemne jeansy i koszulę. Jak zawsze wyglądał seksownie. 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heej. I mamy rozdział 44. Są wakacje, więc rozdziały będą się pojawiać co tydzień, tak jak w zeszłym roku. 
No, już niewiele zostało do końca. Może z jeszcze 3 albo 4 rozdziały i epilog. Więc coraz bardziej zbliżamy się do końca. 
Będziecie mogli sobie odpocząć ode mnie :D
Dobra, nie zanudzam Was.
Jestem ciekawa Waszej opinii, chociaż wiem, że w tym rozdziale nic wielkiego się nie działo.
Jak Wam mijają wakacje?
Do napisania, Maarit :*

16 komentarzy:

  1. Pomimo tego jak lubię tw opowiadanie muszę Cię trochę skrytykować ;) Twoje opowiadanie jest coraz nudniejsze i strasznie przeslodzone. Na początku było naprawdę super bo była ta sprawa z Connorem i wogóle, a teraz bez urazy ale nie mogę się doczekać końca :( Mam nadzieje ze będzie jeszcze choćby jeden rozdział wart uwagi. Bardzo mi przykro jeśli cię urazilam ale nie mogę nonstop cie komplementować ;)
    Tak więc...życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać, cieszę się, że są osoby które potrafią szczerze powiedzieć co myślą.
      Ja sama wiem, że to się robi nudne, dlatego jak najszybciej zmierzam do końca.
      Więc nie martw się, za niedługo to opowiadanie się skończy :)
      Zresztą ja nie zmuszam do czytania. Jak się komuś nie podoba opowiadanie, to przecież nie musi na siłę czytać, ja zrozumiem.
      A też nie mogłam przez cały czas robić jej jakiś złych rzeczy i sprawiać, że cały czas będzie smutna.
      Każdy zasługuje na trochę szczęścia. Zresztą może przez pisanie takich rzeczy, chcę też spełnić trochę siebie. Poczuć się trochę jak ta bohaterka. No nieważne.
      Dzięki za szczery komentarz, bardzo sobie to cenię.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  2. Hej. Rozdział jak zawsze bardzo fajny ;) Wciągający mimo, że nic szczególnego się w nim nie działo.
    Carly jest naprawdę wspaniałą córką. Z całych sił próbuje mamę jakoś pocieszyć, wspierać, pomóc by pogodziła się z tym wszystkim. Na pewno jej też jest trochę trudno, ale mimo wszystko musi być silna. Dla mamy.
    Przyznam, że po dzisiejszym rozdziale widać niewielką zmianę w zachowaniu itd mamy. Ale też widać, że powoli, powoli podnosi się z tego. Dobrze, że Luke zaproponował to spotkanie u siebie w domu. Może to sprawi, że mama chociaż trochę odżyje? No, zobaczymy. Jednak ja mam dalej taką cichą nadzieję, że mama i Robert będą jeszcze kiedyś razem haha. Tym bardziej, że ona go nadal, w głębi kocha!! To niesamowite, że to uczucie nie wygasło po tylu latach :D Ale to tylko udowadnia, że to taka prawdziwa miłość! To jest piękne ♥
    Ciekawa tylko jestem jak to opowiadanie zakończysz. Jeszcze tylko pomyśleć, że te 3,4 rozdziały i koniec. Szkoda bo to jedno z moich ulubionych opowiadań, naprawdę!
    Czekam na następny rozdział.
    I życzę duużo weny !!! :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział nie był wcale fajny, no ale dzięki.
      Carly jest po prostu bardzo zżyta z matką. I stara się jej pomóc, wspierać ją.
      Może wyjście z domu jej trochę pomoże, Okaże się.
      Bo prawdziwa miłość nigdy nie wygasa. Tli się w naszym serduszku cały czas.
      Ano koniec się zbliża. I chyba jeszcze bardziej go przybliżę...
      Dzięki za taki długi i miły komentarz :)
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  3. Super ❤ weny życzę!!!❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny <3
    Weny i do nn ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  5. Może i nic szczególnego się nie działo, ale dla mnie i tak rozdział jest ciekawy ;) Tyle słodkości mmmm<3
    Mam nadzieję, że mamy Carly i Luke'a się polubią, na pewno tak będzie :)
    Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, nie jestem z siebie zadowolona, ale miałam beznadziejny dzień i jedyne na co mam ochotę to walnąć się na łóżko pieprznąć głową w coś twardego....A chciałam zdążyć z komentarzem zanim dodasz następny
    Obiecuję, że następnym razem walnę długo komentarz i przeanalizuję każdy szczegół ;) (Jeśli dożyję)
    Pozdrawiam<3
    loveeorfriendship.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, trochę za dużo tych słodkości...
      Czy się polubią, to zobaczycie ;)
      Nie masz za co mnie przepraszać. Dla mnie każde, nawet małe słowa są ważne. Liczy się, żeby były mówione szczerze :)
      Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku.
      Nie musisz walić długiego komentarza. Nie wymagam tego od nikogo :)
      Dzięki za komentarz. Ale tak naprawdę na niego nie zasługuję. Jeju, mam u Ciebie takie zaległości. Masakra :(
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  6. O matko, co wejdę to nowy rozdział, ale szybko piszesz. Nie do końca pamiętam o czym to było.. a zdrada i kolacja. Podoba mi się ten motyw, chociaż bardzo pobieżnie opisany, rozumiem, że skupiasz się na jej matce. Biorąc pod uwagę fakt, że ona wciąż kochała Roberta, stwierdzam, że także jest winna. Trudna sytuacja, ale główna bohaterka sobie jakoś radzi. Podobała mi się też scena zazdrości, mój chłopak zrobiłby to samo, ach ci chłopcy. No i oczywiście wspomnieć dosyć namiętnej sytuacji w pokoju Luka. Ideał będzie czekał. Coraz słodziej. I Connor się zmienił (?). Nadal czekam na te wow, które mam nadzieję powiedzieć, kiedy zaskoczy mnie jeden z końcowych postów.
    Wakacje, już połowa. Wyjeżdżam z moim A. i dwoma kumplami nad morze. Czekają mnie 3-4 godziny w samochodzie. A jak u ciebie? Też upalnie?
    Pozdrawiam i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są wakacje, więc dodaję szybciej.
      Zresztą przyspieszam koniec tego bloga, bo już nudzę czytelników.
      Wiem, że pobieżnie napisany. Nie umiem jeszcze dobrze pisać. Cały czas się uczę. Staram się, ale nie zawsze mi wychodzi. Więc przepraszam...
      W rozpadach małżeństwa zazwyczaj wina leży po obu stronach.
      Gdy chłopakowi zależy, to jest zazdrosny.
      Z seksem nie należy się spieszyć.
      Słodko, słodko i za słodko...
      Każdy ma prawo się zmienić.
      Przepraszam, że moje opowiadanie się wypaliło i już nie umiem zachwycać, o ile kiedykolwiek zachwycałam.
      Niestety już połowa wakacji minęła. Fajnie, że jesteś szczęśliwa i znalazłaś swoją miłość. Życzę szczęścia.
      Ja za dwa tygodnie jadę nad morze.
      Gorąco jest i to bardzo. Darmowe tropiki normalnie.
      Dzięki za komentarz.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  7. Sorka że dopiero teraz czytam, ostatnio mam dużo na głowię a mało czasu, no ale wracając do rozdziału, no to tak nic szczególnego w nim nie ma, ale jak by go nie było to w całym opowiadaniu była by jakaś luka, więc mimo iż niewiele w nim jest, ale sam rozdział musiał być żeby wszystko miało ręce i nogi :D Coś czuje że mamy Carly i Luke'a bardzo się polubią i zostaną dobrymi przyjaciółkami, dobra czekam na kolejny, weny przyjaciółko weny : ))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoczko, nie masz za co przepraszać.
      No bo ta końcówka opowiadania nie będzie zaskakująca, no ale cóż. Trudno...
      Może się zaprzyjaźnią :)
      Dzięki za komantarz.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  8. Hej mała :)
    Rozdział fajny, chociaż nie za długi.
    Biedna ta mama Carly. Jednak uważam że powinna wziąć się troszeczkę w garść. Nie warto płakać za takim dupkiem. Może ... będzie znowu z Robertem ? Byłoby bardzo miło. Miłość która ptzerwała tyle ale i tak zwyciężyła.
    Dobrze, że spotka się z mamą Luke. Pogadają sobie i może trochę zrobi się jej lepiej. Carly, to dobra córka.
    Kolejny rozdział skomentuję jutro, sorki.
    Buziaki, Twoja fanka Aleks <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem. Nie za długi i nudny.
      Wiesz, łatwo mówić, wziąć w garść. To nie takie proste.
      Jak będzie to wiem tylko ja. Haha :D
      Ano oderwanie się trochę od tej sprawy może jej pomoże.
      Dzięki za komentarz i nie masz za co przepraszać :)
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń